Po wojnie

Minęło pięć długich lat od zakończenia wojny. Pięć lat jak Harry Potter pokonał Czarnego Pana w wielkiej Bitwie o Hogwart. Wielu czarodziei z obi stron straciło swoje życie. Nacja ludzi ze zdolnościami magicznymi bardzo się zmniejszyła. Wiele dzieci straciło swoich rodziców, dziadków, braci i siostry. Jednym słowem stały się sierotami. Śmierciożercy zostali zamknięci w Azkabanie. Tylko nie licznym udało się uniknąć więzienia. Ci którzy odpowiedzieli się po jasnej stronie w czasie wojny musieli zapłacić tylko wysoką karę pieniężną, która miała zostać przekazana na odbudowę Ministerstwa, Szkoły Magii i Czarodziejstwa oraz szpitala Św. Munga. Z reszty pieniędzy został wybudowany sierociniec dla tych wszystkich pozostałych bez rodziców czy jakiejkolwiek rodziny dzieci. Pracowała tam najlepiej wyszkolony personel. Nic przecież nie mogło dzieciom tam brakować.

Pewna kasztanowłosa, młoda dziewczyna właśnie otwierała swoje czekoladowe oczy. Przeciągnęła się jak kotka i wstała ze swojego łóżka. Zabrała ze sobą ubrania przygotowane wczoraj i udała się do małej łazienki na poranną toaletę. Kilka minut później ruszyła do kuchni aby przygotować sobie mocnej i czarnej jak dusza diabła herbatę aby do końca się obudzić. Nie lubiła kawy więc zawsze robiła ten napój z dwoma łyżeczkami cukru. Mieszkała sama przez tak długi czas. Rodziców dziewczyny po tym jak przed wojną usunęła im pamięć o niej nie udało się znaleźć. Z Ronaldem rozstała się miesiąc po oficjalnym zakończeniu wojny, gdy przyłapała go w dwuznacznej pozycji z Levander Brown na jej własnym łóżku. Wyrzuciła roznegliżowaną parę z domu i zamknęła się w pokoju cały dzień. Harry poparł stronę swojego Rudowłosego przyjaciela twierdząc, że odkąd zaczęła pracę nie ma dla nich czasu, a tym bardziej dla Rona i łóżkowych spraw. Miała tylko Ginny. Widywały się codziennie, aż w końcu Ruda rok później zakochała się, szybko pograła i kilka miesięcy później wraz z małżonkiem wyjechała do Rio Grande, gdzie założyli rodzinę. Mieli już trzyletniego synka o imieniu Noah. Pomimo że została matką chrzestną widziała go tylko na zdjęciach, które wysyłam Blasie mąż Gin. A sama Hermiona poświęciła się całkowicie pracy w sierocińcu. Miała tam cały etat jako pedagog. Mieszkańcy sierocińca „Nowa Nadzieja” bardzo szybko znajdowali nowe domy, lecz były tam również dzieci Śmierciożerców, które Ministerstwo również umieściło w tym samym budynku, lecz dzieci były traktowane tak samo jak ich rodzice traktowali nieczystej krwi (bez tortur i zaklęć oczywiście). Tymi właśnie dziećmi zajmowała się panna Granger. Nie dlatego, że tak została przypisana. Sama powiedziała, że chce tam pracować na co dyrektor ośrodka przystał z uśmiechem, gdyż nikt nie chciał z dziećmi pracować. A jej to nie przeszkadzało. Lubiła pracę z dziećmi i jej zdaniem nie powinno się ich oceniać po czynach rodziców. A ona dawały jej bardzo dużo radości i codzienną dawkę śmiechu. Nie przeszkadzało im iż ich opiekunka jest mugolskiego pochodzenia. Teraz wiedzieli, że każdy człowiek jest taki sam i nie powinno być podziałów na statusy krwi.
Ubrana kasztanowłosa zamknęła mieszkanie i z cichym trzaskiem aportowała się do swojego miejsca pracy. Wchodząc do środka przywitała się z pozostałymi pracownikami. Przebrała buty i odwiesiła jesienny płaszczyk na wieszak. Już miała zamiar iść do swojego biura, kiedy przed nią stanął jej pracodawca.

-Panno Granger mogę prosić Panią do swojego gabinetu?
Zapytał. Kiwnęła głową na znak zgody. Ruszyli razem do pomieszczenia służącego za gabinet dyrektora generalnego, który usiadł i wskazał dziewczynie fotel naprzeciwko siebie.
-Poprosiłem Panią o rozmowę panno Granger ponieważ wraz z zarządem stwierdziliśmy, że nawet jak Pani jest najlepszym pracownikiem to jednak potrzebuje Pani kogoś do pomocy. Tych dzieci jest bardzo dużo, a ty z czasem będziesz potrzebowała wziąć kilka dni wolnych. Pracujesz bez przerwy już prawie pięć lat. Nie możesz wszystkiego poświęcać pracy.
-Panie Smith – rzekła Miona – Ja kocham te dzieciaki i nie mogę ich zostawić na dłużej niż noc czas. One mnie potrzebują. A poza tym nie mam oprócz nich nikogo. Dla mnie to nie problem. I nie potrzebuję nikogo, kto będzie każdego dnia patrzeć na nie z niechęcią. Wystarczy im już to co mają teraz ze strony Ministerstwa.
-O to Pani martwić się nie musi – odpowiedział. - Wczoraj dowiedzieliśmy się, że kilku nie mogących znaleźć zatrudnieni Śmierciożerców, którzy opowiedzieli się po naszej stronie jest do dyspozycji. Przejrzeliśmy ich karty i wybraliśmy jednego najbardziej odpowiedniego na to stanowisko. W poniedziałek za tydzień go poznasz, a teraz bez zbędnych pytań możesz iść do swoich podopiecznych pewnie zaraz powstają z łóżek.

Wyszła nic nie mówiąc, nawet dowidzenia. Była zła, że zarząd postanowił dać jej kogoś do pomocy. A w dodatku byłego Śmierciożercę. Jak oni mogli? Ale tym pomartwi się dopiero w poniedziałek. Chociaż już dzisiaj się tym wszystkim bardzo denerwowała. Bo przecież nie wie kto dokładnie będzie jej pomagać. Miała tylko nadzieję, że nie będzie wyzywać jej od szlam. Potrząsnęła głową by odgonić od siebie nie potrzebne myśli, teraz przecie najważniejsze są dzieci, a przy nich należy w pełni zachować trzeźwy umysł.
Cały tydzień Hermiony minął na opiece i zabawach z podopiecznymi. Nie miała nawet czasu myśleć o swoim pomocniku. Dopiero kiedy nastał poniedziałek weszła do pracy lekko podenerwowana. Tak jak każdego ranka przygotowała sobie herbatę w pracowniczej kuchni. Miała jeszcze godzinę czasu do pobudki dzieciaków, więc udała się do swojego gabinetu, który znajdował się w drugiej części budynku. Jej osobistym zdaniem 9a nikt na ten temat nie chciał rozmawiać) dzieci Śmierciożerców nie powinny być odizolowane od pozostałych przebywających w sierocińcu, lecz Ministerstwo chciało ukarać ich za rodziców. Tak więc garstka dzieci została umieszczona w innej części budynku, mieli własną pokoje zabaw, sale,kuchnie, łazienki i sypialnie. Kilka minut później weszła do małego gabinetu. Pomimo, że był mały urządziła go przytulnie iż czuła się prawie jak w domu. Na środku pomieszczenia stało dość spore biurko z trzeba krzesłami, jedno dla niej pozostałe dla potencjalnych rodziców, na wypadek rozmowy, lecz niestety jeszcze nie miała okazji z nich skorzystać. Równolegle do okna, które znajdowało się po lewej stronie stał rząd regałów z segregatorami, gdzie znajdowały się wszystkie dane jej podopiecznych. Tylko tyle było w środku, żadnej kanapy, fotela nic gdzie mogłaby spokojnie usiąść i trochę odpocząć.
Usiadła więc za biurkiem i przejrzała papiery z nocnej zmiany (jedna z pań drugiej części sierocińca przychodziła od czasu do czasu zajrzeć do dzieci). Zauważyła, że Theresa napisała o zmianach w wysypce Derek'a. Była pewna, że to ospa wietrzna. Musiała wezwać pielęgniarkę ze Św. Munga. Zamierzała zrobić to szybko aby zapobiec rozprzestrzenieniu się choroby na pozostałe dzieci. Podniosła słuchawkę telefonu i wybrała numer do rejestracji w szpitalu. Przynajmniej do telefonów udało mi się namówić większe miejsca i tylko recepcje ale to zawsze coś. Pomyślała kasztanowłosa czekając aż ktoś w końcu podniesie słuchawkę. Kilka minut później miała już ustalony termin wizyty Pani doktor więc zabrała się za kolejne swoje obowiązki – a mianowicie czytanie korespondencji od anonimowych darczyńców. Zwykle były to kwoty na wszystkie potrzebne dla sierocińca artykuły. Jeden list bardzo ją zadziwił ją bardzo bo był inny niż wszystkie. Obejrzała go z każdej strony i rzuciła zaklęcie w celu wykrycia czegoś niebezpiecznego. Otworzyła i wyciągnęła pergamin ze środka. Przeczytała go kilka razy aby zrozumieć sens napisanych słów. Kiedy w końcu doszło do niej co jest napisane w liście uśmiechnęła się i wybiegła aby jak najszybciej poinformować dyrekcję i zarząd o otrzymanej wiadomości. Gdy tylko otworzyła drzwi od razu na kogoś wpadła. Pewnie uderzyła by tyłkiem o podłogę gdyby ta osoba nie złapała jej w pasie. Poczuła mocne męskie perfum i odsunęła się od osoby spoglądając na nią. Pierwsze co zobaczyła jasny blond lekko przystrzyżonych włosów. Spojrzała na twarz i cofnęła się w głąb gabinetu.

-Co ty tu robisz? - zapytała zaskoczona.
-Przyszedłem tutaj do pracy – odpowiedział chłopak. - Dyrektor Smith napisał do mnie z prośbą o spotkanie więc jestem. Zaproponował mi pracę Granger. Jedyna taka osoba, która to zrobiła więc jestem.
-Nie dziwię się, że jedyna – rzekła. - Kto by chciał zatrudnić byłego Śmierciożercę Malfoy.
Powiedziała z wrogością. Blondyn podszedł do niej tak blisko, że cofnęła się kolejne kilka kroków, aż uderzyła plecami w ścianę. Stanął zaraz przed nią.
-Słuchaj Granger – warknął. - Dobrze wiesz, że już rok przed wojną działałem na rzecz Zakonu.
Pomagałem i narażałem swoje życie by wam pomagać, a teraz nawet nie mam możliwości otrzymania jakiejkolwiek pracy. Aby uniknąć Azkabanu, a wspomnę iż wam POMAGAŁEM musiałem zapłacić wielką kwotę odszkodowania. A teraz jak mam możliwość pracowania to musiałem trafić akurat na ciebie jako moją przełożoną. Czy mogło mnie spotkać coś gorszego.
-Nikt ci nie kazał zmieniać stron ty zakichana fretko, wszyscy wiemy, że zrobiłeś to tylko dlatego iż nie byłeś w stanie zabić Dumbledora. Wolałeś stronę zwycięzców. Tak jak większość tego waszego popieprzonego arystokratycznego rodu. A jeśli ci się nie podoba możesz od razu złożyć rezygnację u Smitha.
I ruszyła wymijając chłopaka. Złość dodała jej odwagi więc nie bała się konsekwencji. Ruszyła w stronę dyrekcji. Cały entuzjazm z otrzymanego listu zszedł z niej jak powietrze z koła rowerowego. Chwilę później stanęła w drzwiach swojego celu. Wiedziała że Draco zmierza zaraz za nią więc nic się nawet nie odzywała. Bała się iż nie wytrzyma i rzuci w nim jakimś zaklęciem. Dyrektor spojrzał na nią pytająco więc od razu podała mu list, który otrzymała. Pan Smith przeczytał go w skupieni i kończąc z uśmiechem spojrzał na pannę Granger.

-To bardzo dobra wiadomość – powiedział. - Cieszę się, że chociaż jedno z maluchów znajdzie swój dom. Wiadomo już kiedy mają przyjść potencjalni kandydaci?
-Tak dzisiaj o 15 – odpowiedziała. - Przygotuję te dzieci z ich wymogów wiekowych. Mam nadzieję iż jakiś maluch zostanie zaadoptowany. Ja już idę, a Pan Malfoy ma jeszcze coś do powiedzenia.

I wyszła zostawiając panów samych. Szybko wróciła i od razu udała się do sekcji sypialnianej aby zbudzić podopiecznych. Każde witało ją z uśmiechem na ustach, a niektóre nawet zdobyły się na to by ją przytulić. Od razu poprawiło jej to humor. Przecież bez tych maluchów jej życie nie było by takie kolorowe tylko szare i ponure.
Przygotowane śniadanie zjadła wraz z dziećmi, po którym przedstawiła ich Malfoy'owi. Nie przywitali go ze zbyt wielkim entuzjazmem co skwitowała złośliwym uśmieszkiem w jego stronę. Następnie chcąc nie chcąc powiedziała co musi zrobić i poszła przygotować te kilka osób do spotkania z parą. Dla wszystkich było to wielkie wydarzenie, gdyż każde z nich chciało w końcu
znaleźć kochającą rodzinę. Zabrała piątkę najmniejszych i udała się do specjalnie przygotowanego pokoju. Były tak nowe ubranka i buciki (nie żeby na co dzień chodzili w workach). Poprzebierała dzieciaki, dziewczynką splotła warkocze i chwilę przed piętnasta zaprowadziła je do specjalnej sali, gdzie czekała już para młodych ludzi. Na widok piątki przybyłych ich uśmiechy powiększyły się tak bardzo jak tylko się dało. Panna Granger miała nadzieję, że wszystko pójdzie po jej myśli. Przedstawiła swoich podopiecznych, opowiedziała trochę o każdym z osobna i odprowadziła dzieci do pozostałych aby nie robić im zbyt wielkiej nadziei. Kilka minut później wróciła z powrotem. Zaprowadziła państwo do swojego gabinetu. Musiała przeprowadzić z nimi ankietę adopcyjną.

-Co państwa skłoniło do adopcji?
-Od bardzo dawna staraliśmy się o dziecko – odpowiedziała kobieta. - Jesteśmy po ślubie kilkanaście lat i bardzo chcielibyśmy mieć już potomka. Niestety wszelkie próby nie wycodzą.
Więc postanowiliśmy na adopcję.
-A mogę zapytać dlaczego akurat dzieci Śmierciożerców – zapytała. - Ogromnie się cieszę, że państwo się na to zdecydowali lecz ogromnie nurtuje mnie to pytanie.
-Nie ma co ukrywać – rzekł mężczyzna. - Podczas wojny przez przypadek zabiłem jednego sługę Sama – Wiesz - Kogo i teraz nie mogę z tym żyć. Poczucie winy zżera mnie od środka. To była jedyna osoba, którą zabiłem. Dlatego postanowiliśmy właśnie takie dziecko zaadoptować. Też ma prawo mieć możliwość na normalną rodzinę.
-Bardzo się cieszę, że państwo tak postanowili – powiedziała uśmiechnięta Hermiona. - Czy już się zdecydowaliście czy może chcecie kilka dni na przemyślenie decyzji?
-Jeśli byłaby możliwość to prosimy o dziesięć minut? - Zapytała kobieta. - Chcieliśmy to przedyskutować.

Panna Granger wyszła z pomieszczenia na korytarz. Chciała by chociaż jedno maleństwo znalazło swój nowy dom i kochających rodziców. Stała tak przy drzwiach czekaj n informację. Trochę się niecierpliwiła, dla niej nie było to normalne chociaż to pierwsza możliwa adopcja. Ma prawo więc się denerwować. Chodziła w tę i z powrotem, aż w końcu drzwi się otworzyły i weszła do środka.
Młoda para zdecydowała się na podwójną adopcję. Chłopca i dziewczynkę co bardzo ucieszyło kasztanowłosą. Podała im dokumenty adopcyjne, które wypełnili na miejscu i zaprosiła ich na za tydzień kiedy będą mogli odebrać maluchy.
Zadowolona pracownica do końca dnia chodziła uśmiechnięta. Nawet obecność blondyna nie zepsuła jej humoru. Musiała mu dużo tłumaczyć lecz jej to nie przeszkadzało bo cieszyła się z faktu, że dwójka dzieci będzie miała nowy dom. Nie informowała ich jeszcze aby nie zapeszyć. Chciała mieć najpierw pewność, że nie zrezygnują.
Skończyła swoją pracę późnym wieczorem. Uśmiechnęła się wychodząc z sierocińca. Postanowiła przejść się kilka uliczek dalej aby zjeść w swojej ulubionej restauracji. Dzisiaj wyjątkowo mogła sobie na to pozwolić. Kupiła zapiekankę na wynos i ruszyła do swojego mieszkania. Weszła do środka. Rozebrała się i z jedzeniem usiadła przed telewizorem. Oglądając jakiś teleturniej zajadała się smakołykiem. Po zjedzonym posiłku wykąpała się i już miała ułożyć się do snu kiedy usłyszała pukanie do drzwi. Lekko zła ubrała szlafrok i ruszyła w kierunku drzwi. Otworzyła drzwi i zdziwiła się iż nikogo za nimi nie było. Pierwszą jej myślą była, że ktoś chce sobie tylko z niej zażartować. Nie lubiła czegoś takiego. Zamierzała zamknąć wrota kiedy usłyszała cichy pisk. Nie widziała co się tam znajduję bo słabe światło żarówki nie sięgało tamtego rogu. Z wyciągniętą różdżką (mieszkała sama na tym piętrze) powoli ruszyła w tamtym kierunku. Oświetliła sobie kąt. To co zobaczyła prawie zwaliło ją z nóg. Odetchnęła głęboko i podeszła bliżej. Blask jej różdżki padł na małą około czteroletnią dziewczynkę związaną bardzo grubym sznurem i zakneblowaną. Ukucnęła obok niej i mówiła spokojnym głosem uspokajając dziecko. Pozbyła się sznura i knebla. Złapała ją za małą rączkę i zaprowadziła do swojego mieszkania. Usadziła na kanapie i podała kubek z sokiem dyniowym.
Uważnie przyglądając się jej. Zastanawiała się kto mógł być aż tak okrutny wobec małego dziecka. Jej osobistym zdaniem takich typów od razu powinno zamykać się w Azkabanie lub mugolskim więzieniu. Uśmiechnęła się pocieszająco i zapytała dziewczynki.

-Jak ci na imię?
-Noemi – odpowiedziała.
-Gdzie jest Twoja mama? - Była ciekawa.
-Nie wiem – powiedziała Noemi. - Moja mamusia mnie nie kocha.

I rozpłakała się podając kopertę kobiecie. Hermiona otworzyła ją i od razu zaczęła czytać to co było napisane. Nie wiedziała ci ma o tym wszystkim sądzić. Była zszokowana tą informacją. Pierwsze co jej przyszło do głowy to sierociniec, w którym pracowała. Ale była pewna, że dyrekcja nie zgodzi się na przyjęcie takiego wyjątkowego dziecka. Każdy by się bał co może z niej wyrosnąć w przyszłości i mała nie miałaby szans na adopcję i jakąkolwiek rodzinę czy miłość. Więc postanowiła przynajmniej przez noc ją przetrzymać, a o tym co dalej pomyśli rano. Pomogła dziewczynce wykąpać się i ubrać w specjalnie zmniejszoną piżamkę. Zaprowadziła ją do pokoju gościnnego, który nie był wielki ale dawał choć trochę prywatności. Siedziała przy dziecku aż zasnęła. Wyszła z pokoju i zadzwoniła do swojej przyjaciółki. Po kilku sygnałach usłyszała głos Rudowłosej. Streściła jej wszystko łącznie z przeczytanym listem, który otrzymała od Noemi. Z cierpliwością wysłuchała wszystkich rad jakich z Blaisem powiedzieli. Postanowili, że w końcu trzeba będzie się spotkać. Pod koniec rozmowy Ruda postanowiła wysłać do niej ich wspólnego znajomego aby jej pomógł rozwiązać tą sprawę. Miała czekać bo ta osoba miała się zjawić już
dzisiaj.
Ułożyła się na swoim łóżku i zamierzała oddać się w objęcia Morfeusza i ponownie przerwało jej pukanie do drzwi. Tak jak poprzednio ubrała szlafrok i poszła otworzyć. Nie spodziewała się zastać tam akurat swojego współpracownika.

-Malfoy co ty tutaj robisz? - zapytała zaskoczona.
-Ruda do mnie zadzwoniła, że jej znajoma potrzebuje pomocy. Podała mi adres no więc jestem.

Wpuściła go do środka by nie zbudzić sąsiadów. Zaproponowała czegoś do picia i usiedli na kanapie. Podała mu list bo była pewna, że ona powinien wiedzieć coś na ten temat. Siedziała z podkulonymi nogami wpatrując się w okno. Nie wiedziała kiedy zamknęła oczy i zasnęła.

***

Młody Malfoy zagłębił się w lekturę listu.

Panno Granger
Wiem kim Pani jest i co Pani zrobiła w czasie wojny i wszystko po niej. Wiem jaka była Pani odważna i nie bała się Tego Którego Imienia nie Wolno Było Wymawiać. Otrzymała Pani od życia wiele przykrości zwłaszcza ze strony czarodziei czystej krwi, z takiej której ja pochodzę. Ale nie o tym chcę pisać.
Jeśli otrzymała Pani list to znaczy, że dała go Noemi moja siostrzenica. Spyta Pani pewnie dlaczego chciałam się jej pozbyć? Już wszystko tłumaczę.
Noemi jest czteroletnią dziewczynką moją siostrzenicą. Jest jednorazowym wyskokiem mojej siostry. Byłą młoda i głupia. Chciała się przypodobać Śmierciożercą, by zostać jedną z nich. Byłą piękna i każdy nawet Czarny Pan chciał mieć ją na swoje usługi. Noemi jest córką Lorda Voldemoerta i Annabelli Blackwood.
Do póki nie dowiedziałam się tego z listu, który otrzymałam kilka miesięcy temu. Kochałam ją jak własne dziecko. Lecz tylko do czasu. Mała zaczęła wykazywać potężne magiczne moce. Zabiła mojego jedynego syna. Wraz z mężem nie możemy pozwolić sobie na jej dalsze utrzymanie. Mój ukochany wyjechał daleko więc to na mnie spadł obowiązek pozbawienia jej życia. Nie potrafię jednak tego zrobić. Mam nadzieję, że Pani coś wymyśli. Ten potwór nie może już dłużej żyć na tym świecie.
Z wyrazami szacunku
A.P.

Draco skończył czytać i spojrzał na śpiącą już dziewczynę. Zamierzał ją zbudzić lecz coś mu nie pozwoliło. Usiadł więc wygodniej i zaczął zastanawiać się co teraz ma zrobić. Przecież to tylko mała dziewczynka i nikt nie powinien pozbawić jej życia. A Blasie na darmo by go tutaj nie wysłał. I miał rację. On jako były Śmierciożerca powinien coś wymyśleć. Ponownie spojrzał na końcówkę listu. Córka Voldemorta. Nawet nie mógł pojąć jak mężczyzna bo przecież jako okrutny czarodziej nim był mógł spłodzić swojego potomka. Przyznał oczywiście tylko w duchu, że dobrze iż Panna Granger postanowiła jak na razie nikomu nie mówić o istnieniu dziecka. I był pewien, że to sierocińca również jej nie odda. Zastanawiało go tylko co w takim razie postanowi zrobić jego koleżanka z pracy.
Z tymi rozmyśleniami zamknął od środka drzwi i z cichym trzaskiem teleportował się do swojego mieszkania z postanowieniem rozmowy na następny dzień.

***

Słońce powoli przedzierało się przez listopadowe chmury budząc młodą dziewczynę. Hermiona Granger usiadła na nieprzytomnym wzrokiem rozglądając się po swoim własnym salonie. Zastanawiała się jak właściwie się tutaj znalazła zawsze przecież zasypiała w swojej sypialni. Z rozmyśleń wyrwał ją głos stóp idących po schodkach prowadzących z jej piętra. Zastanowiło ją do kogo mogą one należeć. Szybko wstała z kanapy i ruszyła w kierunku przedpokoju. Gdy dotarła na miejsce przed nią stanęła mała dziewczynka. Od razu przypomniała sobie o nocnym gościu i liście. Uśmiechnęła się do dziecka tak jak miała w zwyczaju uśmiechać się do swoich podopiecznych w „Nowej Nadziei”

-Witaj kochanie – powiedziała ciepło. – Co powiesz na śniadanie?
-Jeśli to nie sprawi Pani kłopotów to bardzo chętnie – odpowiedziała.
-Ależ oczywiście, że nie. To będzie dla mnie przyjemność.

Wskazała kierunek Noemi i razem ruszyły do kuchni. Pomogła blondynce usiąść na dużym barowym stołku i sama zabrała się za przygotowywanie posiłku, na które składała się jajecznica oraz grzanki takie jakie zawsze robiła jej mama. Nuciła cicho piosenkę lecącą w mugolskim radiu i od czasu do czasu patrząc na swoją towarzyszkę.
W ciszy zjadły śniadanie i Hermiona zastanawiała się co ma teraz zrobić z dzieckiem. Przecież musiała iść do pracy, a nie mogła sobie pozwolić na zabranie jej ze sobą, gdyż regulamin wyraźnie tego zabraniał. Po chwili zastanowienia napisała krótki list do Pani Weasley, która powiedziała, że zawsze w jej domu będzie mile widziana i zawsze pomoże.
W oczekiwaniu na odpowiedź ubrała siebie oraz pomogła ubrać się czterolatce znowu zmniejszając swoje stare ubrania. Odpowiedź przyszła bardzo szybko i tłumacząc dziewczynce, gdzie ją zabiera ruszyły w stronę kominka by za jego pomocą przenieść się do Nory.
Uśmiechnięta Pani Molly przywitała je w swoim salonie i zaproponowała śniadanie, które odmówiły bo przecież zjadły w domu. Herm szybko i mało szczegółowo wyjaśniła okoliczności pomijając istotny szczegół i teleportowała się do swojego miejsca pracy.
Weszła do budynku. Przywitała się z personelem pierwszej jego części i ruszyła do swojego biura. Wiedziała, że będzie tam na nią czekał już blondyn. Chociaż miała cichą nadzieję iż ten jednak zrezygnował z pracy. Niestety jej prośby nie zostały wysłuchane i weszła do gabinetu, gdzie czekał już mężczyzna.
Usiadła na swoim krześle i spojrzała na niego wyczekująco. Nie chciała zaczynać rozmowy na temat listu, a byłą pewna, że go przeczytał. Cisza ją przytłaczała więc po chwili zaczęła.

-Czytałeś ten list co ci go wczoraj dała? – Zapytała.
-Tak przeczytałem – odpowiedział. – Gdzie Noemi.
-Jest u Pani Weasley – rzekła i szybo dodała. – Nie wie nic o niej powiedziałam tylko, że znalazłam ją przed moimi drzwiami. Co o tym myślisz? Co ja mam teraz zrobić? Nie mogę jej przecież zabić. Nie wiem czy oddać ją we władzę Ministerstwa czy tutaj do sierocińca. Jestem w totalnej kropce bez wyjścia.
-Nigdy nie tęskniłem za tym Twoim głosikiem – powiedział sarkastycznie Blondyn. – Nie możesz oddać jej Ministerstwu. Pomimo, że to dziecko będą chcieli ją ukarać lub co gorsza zamknąć w Azkabanie. Jest przecież córką Czarnego Pana. Tutaj też nie możesz jej przyprowadzić bo nigdy nie znajdzie domu. Oczywiście zabicia jej też nie możemy brać pod uwagę. Magia czarodziei nie jest zabójcza ten chłopak musiał się jej naprawdę narazić. Młoda magia nie okiełznana może szkodzić.
-To co ja mam zrobić w tej sytuacji? Nie mogę jej zatrzymać. Nie mam na to czasu. Pracuję tutaj każdego dnia bez żadnego wolnego. A nie mogę cały czas Pani Weasley jej podrzucać bo nie jestem kukułką.
-Wiem wiem – odrzekła. – Pomogę ci jakoś. W końcu Blasie z Gin nie na darmo mnie do ciebie wysłali. No a ja jakoś chcę trochę odpokutować te nasze kłótnie w szkole. Zapytam matki czy mogła by się nią zajmować w ciągu dnia. I tak cały czas siedzi w domu. Nawet ostatnio narzekała na brak towarzystwa. Trzeba ją nauczyć panować nad mocą, a mama jej w tym pomoże.
-A co na to Twój ojciec?- Zapytała. – Nikt nie może wiedzieć prawdy Malfoy.
-Coś wymyślimy. A o mojego ojca nie musisz się martwić. Leży od dwóch lat martw pod Azkabanem.
-Nie wiedziałam. Przykro mi.
-Nie potrzebnie bo mi nigdy nie było przykro. Zasłużył sobie na to. Wracajmy do pracy. Trzeba zbudzić dzieciaki.

Przez cały dzień zajmowali się swoimi podopiecznymi. Oboje pochłonięci obmyślaniem planu działania z małą Noemi. Hermiona musiała przyznać rację Malfoyowi. Nie mogła nic powiedzieć Ministerstwu, a tym bardziej przyprowadzić dziewczynki do sierocińca. Może dzieci nie było w cale tak dużo bo tylko piętnaściorga, ale to zawsze coś. Musi jakoś sobie poradzić.
Dzień minął bardzo szybko i Kasztanowłosa po skończonej pracy teleportowała się do Nory aby odebrać czterolatkę. Mała bardzo szybko podbiła serca wszystkich Weasleyów, a najbardziej Georga, który nawet po pięciu latach od śmierci swojego bliźniaka nie może się pozbierać. Zauważyła że i dziewczynka bardzo go polubiła. Obiecała pokazywać się częściej i za pomocą sieci fiuu wróciły do mieszkania byłej Gryfonki. Dziewczynka opowiedziała co robiła przez cały dzień. I po kolacji kiedy obie oglądały jeden z programów zapytała.

-Pani Hermiono co się ze mną teraz stanie?
-Na razie zostaniesz wraz ze mną – odpowiedziała pytana. – Kiedy ja będę szła do pracy zajmować się Tobą będzie mama mojego znajomego.
-A czy ta Pani nie będzie miała nic przeciwko mnie?
-Oczywiście, że nie – uśmiechnęła się. – Nawet bardzo się ucieszyła iż będzie miała towarzystwo.

I Hermiona nie kłamała. Zaraz po powrocie do domu otrzymała list od Dracona. Chłopak napisał jej to co powiedział matce. Miała się tam zjawić jutro na godzinę przed pracą. Pani Narcyza chciała poznać punkt widzenia Kasztanowłosej. Bała się tam iść lecz nie miała innego wyjścia. Chciała jak najlepiej dla dziewczynki. I nawet przezwycięży swój lęk prze Dworem Malfoyów, w którym byłą kiedyś torturowana przez siostrę Narcyzy.
Ułożyła Noemi do snu i sama udała się do swojej sypialni aby zadzwonić do swojej przyjaciółki i powiedzieć jej to wszystko co dzisiaj ustaliła. Rozmawiały dobre kilkadziesiąt minut po czym kończąc rozmowę przebrała się w piżamę i ułożyła do snu.

***

Minął cały miesiąc odkąd Malfoy zaczął z nią pracować i odkąd wraz z nią mieszka czteroletnia Noemi. Miała teraz w domu bardzo wesoło. Dziewczynka bardzo szybko się zadomowiła i podbijała serca wszystkich, których poznawała. I nawet sama Hermiona nie mogła teraz wyobrazić sobie bez niej życia. Nie była jeszcze gotowa na zostanie matką lecz wszystko zmierzała w tym kierunku. Musiała załatwić (oczywiście z pomocą Dracona) wszystkie dokumenty dziecka i opiekę do niej. Nie była to jeszcze adopcja lecz jak na razie rodzina zastępcza w innym wypadku Blondynka musiała by zostać oddana do sierocińca na co ani Herm ani Draco nie mogli pozwolić.
Ich stosunki od pamiętnego dnia w pracy bardzo się polepszyły. Zwracali się do siebie po imieniu. I nawet Pani Malfoy ciepło przyjęła ją w swoim domu, którym nie był już okropnie mroczny dwór tylko mały, przytulny domek znajdujący się w innym hrabstwie.

***

Panna Granger właśnie podpisała trzecią umowę adopcyjną w tym miesiącu. Bardzo się cieszyła, że już piątka dzieci otrzymała nową szanse na lepsze życie. Została jeszcze tylko dziesiątka maluchów i miała wielką nadzieję, że i one również znajdą swój kochając dom.
Usłyszała ciche pukanie do drzwi co przerwało jej myśli. Zaprosiła osobę do środka. Do małego pomieszczenia weszła kobieta w średnim wieku. Miała pochyloną głowę więc Hermiona nie wiedziała kto właśnie do nie przyszedł. Przybyła usiadła na krześle i spojrzała wrogim wzrokiem na Kasztanowłosą. Ta oczywiście nie wiedziała o co może kobiecie chodzić. Spojrzała na nią pytająco i zaczęła rozmowę.

-Kim Pani jest i co Panią do mnie sprowadza?
-Już nie udawaj taką miłą Granger – odpowiedziała kobieta. – Przyszłam zapytać dlaczego nie pozbyłaś się mojej siostrzenicy. Tego małego potwora?
-Mówi Pani o Noemi? – Zapytała. – Przecież to cudowne dziecko. Co Pani ma na myśli o pozbyciu się jej?
-Nie rozumiesz? Ona jest potworem. Zabiła niewinnego chłopca. Jak możesz tak mówić.

Herm chciała coś dodać lecz ponownie usłyszała pukanie do drzwi i chwilę później w nich pojawiła się głowa blondyna. Kobieta również spojrzała w jego stronę więc panna Granger bezgłośnie pokazała mu by wszedł. Tak też uczynił. Stanął za koleżanką i spojrzał na ciotkę Noemi. Miona pozwoliła mu przeczytać swoje ostatnie myśli i ten od razu wiedział o co przybyłej chodzi.

-Widzi Pani – zaczął Draco. – Noemi nie jest groźnym dzieckiem. Wystarczyło tylko nauczyć jej odpowiednio kierować swoją mocą by nikomu nie zaszkodzić. A zwłaszcza sobie. A to co Pani wspomniała o swoim synu. Oczywiście jest nam bardzo przykro z tego powodu, ale sądzę, że gdyby chłopiec jej nie krzywdził to na pewno by mu nic nie zrobiła. I kilku lekarzy stwierdziło, że mała jest nieszkodliwa dla otoczenia.
-Nie wierzę Ci – krzyknęła kobieta i wstała ze swojego miejsca kierując się w stronę drzwi. – Jeszcze mnie popamiętacie.

Zostali sami. Spojrzeli po sobie i usiedli na krzesłach. To co powiedział mężczyzna nie do końca było prawdą. Mała oczywiście wykazała duże zdolności magiczne lecz jeszcze nikogo nie zabiła. Narcyza każdego dnia uczyła Noemi jak kontrolować swoje zdolności magiczne. I dziewczynce bardzo dobrze szło. Raz miała tylko jeden napad złości spowodowany kłótnią z blondynem co skończyło się jedynie na zmienionym kolorze jego włosów na różowo.

***

Hermiona siedziała w swoim salonie czytając swoją ulubioną książkę. Noemi mieszkająca wraz z nią już dawno spała więc miała chwilę aby pomyśleć o całym dzisiejszym dniu. Po wyjściu kobiety i zamknięciu sierocińca bardzo długo rozmawiała z Draconem starając się wyjaśnić jej przybycie oraz słowa. Odepchnęła od siebie wszelkie myśli i ruszyła do swojego pokoju. Ułożyła się na łóżku i już po chwili spała.
Obudził ją dziwny, drapiący w noc i oczy zapach. Szybko otworzyła oczy przykrywając je piżamą. Podniosła się i zobaczyła ogień rozprzestrzeniony w jej pokoju naprzeciw łóżka. Szybko wybiegła z pokoju i chciała ruszyć do pokoju będącego naprzeciwko jej sypialni. Dym na korytarzu był jeszcze większy nić w środku. Zaczęła krzyczeć i próbowała wołać Noemi. Nacisnęła klamkę gościnnego pokoju i upadła na podłogę tracąc przytomność.

 ***

Blond włosy młody chłopak siedział w swoim salonie czekając na informację od lekarza badającego jego koleżankę. Już od kilka dni leżała w jego domu. Nadal nie odzyskała przytomności od pożaru wywołanego w jej mieszkaniu. Rozmyślenia przerwało mu wejście do pomieszczenia magomedyka. Lekarz szybko mu wytłumaczył co i jak i opuścił posiadłość.
Malfoy ruszył do sypialni, gdzie leżała Kasztanowłosa. Wszedł do środka i od razu na nią spojrzał. Miałą otwarte oczy i lekko uśmiechnęła się do niego co odwzajemnił od razu. Usiadł na krześle i od razu zapytał.

-Jak się czujesz? Jesteś głodna albo chce ci się pić.
-Gdzie ja jestem i gdzie jest Noemi?
-Emi jest u mamy. A ty jesteś u mnie w domu.
-Co się właściwie stało? Dlaczego tutaj jestem. I czemu ty nie jesteś w pracy?
-W Twoim domu ktoś podpalił ci schowek na żywność. Ogień rozprzestrzenił się bardzo szybko. Cało piętro spłonęło. A ja akurat chciałem ci podrzucić dokumenty z pracy. Dobrze, że zrobiłem to. Wyciągnąłem Ciebie i małą teleportując was do siebie. Obie byłyście nieprzytomne więc od razu wezwałem magomedyków by was zbadali. Noemi pół godziny później odzyskała przytomność, a ty. A ty dopiero dzisiaj się obudziłaś. Martwiłem się.
-Rozumiem. A dlaczego nie jesteś w pracy?
Nie dawała za wygraną. Chłopak nie chciał jej nic powiedzieć. Nawet nie wiedział jak ma to zrobić. Przecież ta praca była całym życiem dziewczyny.

-Draco powiedz mi proszę co się stało, że nie jesteś w pracy? Zniosę każdą prawdę. Proszę powiedź mi.

Wziął oddech i chwilę później zaczął mówić.

-Ta sama osoba, która podpaliła Twoje mieszkanie podpaliła również część sierocińca przeznaczona dla dzieci Śmierciożerców. Została już zatrzymana i odsiaduje teraz wyrok w Azkabanie. Czeka ją pocałunek Dementora.
-Co się stało z dziećmi? – Zadała koleje pytanie.
-Została już zatrz…
-Draco co się stało z dziećmi – przerwała mu.
-Nikt nie przeżył Hermiono. Cały budynek spłonął. Nikomu nie udało się przeżyć.

Miona krzyknęła z rozpaczy i zalała się łzami. Chciała wstać z łóżka i ruszyć do drzwi lecz chłopak zatrzymał ją łapiąc w pasie. Odwróciła się w jego stronę i zaczęła bić go pięściami po klatce piersiowej. Pozwolił jej na to. Wiedział, że w końcu się uspokoi. I miał rację. Zmęczona wysiłkiem po tak długiej nieprzytomności oparła czoło o jego zagłębieni miedzy szyją, a ramieniem i płakała mocząc jego koszulkę. Przytulił ją do siebie pozwalając na to wszystko. Stali tak dopóki nie usłyszał jej miarowego oddechu. Podniósł ją do góry i zaniósł w stronę łóżka. Ułożył i nakrył puchową poduszką po czym szybko teleportował się do domu matki. Opowiedział co się stało i zabrał Noemi wraz ze sobą.

***

Hermiona i Noemi mieszkały już kolejny miesiąc u Dracona. Nie miały gdzie się podział, a blondyn zaproponował im mieszkanie, gdyż jego dom był duży i miał wiele miejsca więc we trójkę bez problemu mogli w nim mieszkać.
Kasztanowłosa kolejny poranek przygotowywała śniadanie. Lubiła to robić. Nie mając pracy nie miała możliwości robienia czegokolwiek więc starała się zrobić wszystko by ten dom oraz nowe położenie pomogło jej odnaleźć się w nowej sytuacji.
Postawiła talerz naleśników oraz dżem i syrop klonowy. Ruszyła w stronę schodów z zamiarem zbudzenia Noemi oraz gospodarza domu. Pierwszą zbudziła dziewczynkę, która od razu zeszła na dół skuszona naleśnikami. Hermiona ruszyła do sypialni blondyna i bez pukania weszła do środka. Draco leżał rozwalony na łóżku do połowy nakryty kołdrą. Włosy miał rozłożone na poduszce, a twarz przypominała małego cherubina. Uśmiechnęła się i podeszła do łóżka. Usiadła na jego kancie i szturchnęła go w ramię. Nic sobie z tego nie robił więc powtórzyła czynność. Przekręcił się na bok i złapał ją w pasie i przyciągnął do siebie od raz kładąc ją koło siebie.

-Wiesz, że nie wolno budzić śpiącego smoka?
-Hi, hi, hi. To niech drogi smoczek wstanie ze swojego posłania i zejdzie na śniadanie.

Uśmiechnęła się. Przybliżył się do niej tak że znajdował się prawie nad nią.

-Wiesz co teraz Granger? Teraz to ty jesteś na mojej łasce.
-Głupoty gadasz. Nic mi nie możesz zrobić.
-A założysz się? – Zapytał. Zbliżył swoją twarz do jej twarzy.
-Pocałujesz mnie w końcu czy nadal będziesz mnie tak prowokował?

Po chwili wahania sama go pocałowała. Całowali się powoli i namiętnie. Nigdzie im się nie śpieszyło. Oboje badali swoje podniebienie. Cieszyli się swoją wzajemną obecnością.
Tę chwilę namiętności przerwało im wejście do pomieszczenia dziewczynki. Oderwali się od siebie i spojrzeli na Noemi.

***

7 lat później

Czwórka ludzi zmierzała w stronę dworca King Cross. Na przodzie szła blond włosa dziewczynka prowadząc wózek na bagaże, a zaraz obok niej szedł blond włosy kilkuletni chłopczyk. A dwoje dorosłych szło zaraz za nimi. Oboje byli uśmiechnięci. Weszli na peron 9 i zmierzali w stronę peronu 10. Kobieta wzięła za rękę dziewczynkę i wraz z nią i mężczyzną trzymającym małego chłopca przeszli przez barierkę oddzielający peron 9 i 10. Stanęli przed dużą, czerwoną lokomotywą. Oboje dorosłych uśmiechnęło się do siebie na wspomnienie swoich szkolnych lat.

-Mamusiu czy ja mogę jechać wraz z Noemi do Hogwartu?
-Kochanie wiesz dobrze, że musisz jeszcze poczekać siedem lat aby pójść do szkoły.
-Tak wiem mamusiu – i chłopiec zwrócił się do dziewczynki. – Emi? Czy będziesz wysyłać mi dużo listów? I prześlesz słodycze z Miodowego Królestwa?
-Oczywiście Scor.

Uśmiechnęła się dziewczynka i weszła do jednego z wagonów pociągu zmierzającego w kierunku Londyn – Hogwart. A cała trójka machała jej aż do czasu dopóki pociąg nie zniknął im z oczu. A następnie wrócili na główny dworzec skąd przeszli do swojego auta.
Cieszyli się, że mają siebie wzajemnie i dwójkę kochanych urwisów. Byli małżeństwem od sześciu lat. Wprawdzie dziewczynka nie była ich biologiczną córką to kochali ją ponad wszystko. Ważne, że byli szczęśliwi.


The End

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Niah | Akinese | Credits: X, X