Linia Życia

                   Bitwa rozpoczęła się na dobre. Śmierciożercy oraz członkowie Zakonu Feniksa walczą przeciwko sobie. Zielone promienie ugadzają niewinnych. Padają jak kaczki. Niektórzy jeszcze z otwartymi oczyma, pustymi – nieżywymi. Wojna to śmierć.
Zabiera wszystkich – każda godzina, minuta jest jedną wielką niewiadomą. Niczym Atropos przecina linię życia. Dlaczego? Taka jest kolej rzeczy, można by rzec.
                  
                   Panna Granger biegnie wraz z Harrym i Ronem. Nogi się pod nią uginają, jednakowoż nie może się poddać odrętwieniu w nogach. Cholera, klnie w myślach.
                   Nagle przed trójką przyjaciół zawala się ściana. Szybko się odsuwają. Ron szpetnie klnie, a Harry wyciąga mapę Huncwotów. Szybko sprawdza, gdzie znajduje się najbliższe przejście. Ku jego niezadowoleniu widzi także odciski stóp. Bierze głęboki wdech,  po czym mówi:
                   – Uważajcie.
                   Szatynka spogląda na przyjaciela z niezrozumieniem, lecz już po chwili wie, co ma na myśli; zza rogu wychodzi, a jakże by inaczej, Draco Malfoy. Dziewczyna na chwilę wstrzymuje oddech, w jej oczach szklą się łzy. Ma ochotę krzyczeć, uderzyć Draco, jednak nie robi tego. Szepcze jedynie:
                   – Draco.
                   – Co, Potter? Kogo się spodziewałeś? – Na jego twarzy pojawia się ten typowy dla Malfoy’ów kpiący uśmieszek.
                   – Na pewno nie ciebie, Malfoy – syczy Wybraniec. – Czego chcesz?
                   – Granger. – Wskazuje na dziewczynę.
                   Patrzy w jego oczy. Nie chciała już ich oglądać, były przepełnione… bólem. Kiedyś znała innego Dracona Malfoy’a, ale zmienił się. Chce z nim porozmawiać, by jej wszystko wyjaśnił.
                   – Chyba… – Chce zaprotestować Weasley, jednak Hermiona podchodzi do Draco.
                   Idzie powoli, nie ma już zamiaru spuszczać wzroku z szarych oczu Malfoy’a. Niech czuje to, co ona. Jest zła, wściekła. Kieruje się emocjami.
                   – Ty dupku! – Bije go pięścią w pierś. – Ty cholery idioto! – Głos jej się powoli załamuje.
                   Harry, mimo że nie powinien, bo traci cenne minuty, przygląda się całej sytuacji, Ron tak samo. Są kompletnie zdezorientowani, nie rozumieją, o co chodzi w tym wszystkim.
                   – Co chcesz mi powiedzieć? – pyta panna Granger. Draco milczy. – Co chcesz mi powiedzieć? – Dalej bije go po piersi. Draco łapie ją za nadgarstki. Dziewczyna zaczyna cicho łkać. – D-dlaczego? – Wtula się w blondyna.
                   On jedynie gładzi ją po plecach, starając się uspokoić dziewczynę. Przypomniały jej się szczęśliwe chwile.

***
                   Panna Granger szła do Pokoju Życzeń, który stał się dla niej miejscem spotkań z Draconem Malfoy’em. Ze względu na ich „trudną sytuację” po prostu musieli widywać się wyłącznie tam. Ustalili, iż będą spotykać się dwa razy w tygodniu – w środę i sobotę. Nie chcieli, by ktoś dowiedział się o ich uczuciu. Mogłoby to się źle skończyć.
                   Hermiona podawała za powód wyjścia w te same dni rzekome korepetycje, które udzielała dziewczynie z młodszego rocznika. Przyjaciele uwierzyli w to od razu. Ufali Hermionie, powód jej wyjść wydawał im się rzetelny, dlatego nie chcieli szpiegować szatynki.
                   Mijała nieco puste już korytarze. Większość uczniów wróciła już do swoich dormitoriów bądź pokoi wspólnych. Nie była jeszcze cisza nocna, więc mogli swobodnie poruszać się po Hogwarcie. Hermiona powoli dochodziła już do Pokoju Życzeń. Rozglądała się, czy nie ma nikogo w pobliżu. Szczęście jej sprzyjało – nie zastała żadnego ucznia ani nauczyciela. Stanęła przed ścianą, zamknęła oczy. Przed nią pojawiły się drzwi. Z przyspieszonym biciem serca nacisnęła na klamkę, następnie weszła.
                   Draco już na nią czekał. Nie znajdowało się tam nic oprócz sofy, dwóch foteli oraz kominka stojącego trzy metry przed meblami. Hermiona spojrzała w szare oczy Draco. Wtedy pierwszy raz zobaczyła w nich radość. Uśmiechnęła się szeroko, po czym zaśmiała.
                   Malfoy spojrzał na nią z niezrozumieniem, następnie pokręcił głową. Na jego usta wkradł się subtelny uśmiech. Objął Hermionę jedną ręką w talii, drugą pogładził jej policzek. Jego usta zbliżały się do ust Gryfonki. Czuli swoje oddechy. W końcu ich usta złączyły się w delikatnym pocałunku, takim niewinnym, tym pierwszym. Hermiona czuła te przysłowiowe motylki w brzuchu. Wiedziała, iż ich związek może być trudny – nie tylko dla jednej ze stron – dla obydwojga, jednak w tamtym momencie nie myślała o tym. Liczył się tylko Draco.                    Spędzili ze sobą dwie godziny, rozmawiając i wymieniając poglądy, przytuleni do siebie, czasem składając na ustach tej drugiej osoby pocałunek.
***
                   – Nie chcę cię znać, Draco – szepcze. Chce się wyrwać z uścisku chłopaka, jednak nie pozwala jej na to. Szarpie się mocno. – Zostaw mnie!
                   Ron postanawia interweniować. Podbiega do Hermiony i Draco, po czym odpycha Ślizgona od Gryfonki. Jego spojrzenie jest wściekłe.
                   – Nie rozumiesz słowa zostaw? – Niemal wypluwa te słowa.
                   Draco patrzy równie zaciętym spojrzeniem na Weasley’a. Nienawidzi go – od początku tak było. Jest tylko nędznym robakiem. Draco, gdyby tylko chciał, mógłby go zniszczyć. Dlaczego tego nie zrobił? Nie wie. Chyba to kwestia, że zależy mu na Granger, a unicestwienie bądź skrzywdzenie kogoś z jej przyjaciół, równałoby się z tym, iż mógłby się na zawsze z nią pożegnać.
                   Ron rzuca się na Draco z pięściami. Nie myśli o tym, iż może się to dla niego źle skończyć. Najmłodszy z braci Weasley jest porywczym człowiekiem. Draco tylko przypatruje się rudzielcowi biegnącemu ku niemu. Blondyn wpatruje się w niego wściekłym wzrokiem. Ma ochotę mocno go skrzywdzić, jednakowoż tylko wyciąga różdżkę i mówi:
                   – Drętwota!
                   Ron mocno uderza plecami o ścianę – jego ciało przeszywa ból. Draco spogląda na Hermionę, która utkwiła w nim wzrok. Znów widzi to samo spojrzenie  – wyrażające żal. Szatynka chce płakać, do oczu napływają jej łzy. Harry obejmuje ją ręką i przytula do siebie. Ona wciąż patrzy w jego oczy. Przypomina sobie chwilę, w której wszystko runęło jak domek z kart, gdy tylko zawieje wiatr.
***
                   Hermiona zmierzała do Pokoju Życzeń. Była podekscytowana. Każde spotkanie z Draco niezmiernie ją radowało. W końcu czuła się naprawdę szczęśliwa. Nie sądziła tylko, że tego dnia spotkanie okaże się felerne, złamie jej serce, rozbije je na tysiąc kawałków.
                   Weszła do środka z szerokim uśmiechem. Draco jeszcze nie przyszedł. Zdziwiło ją to. Zazwyczaj zjawiał się przed nią. Usiadła w fotelu i wpatrywała się w kominek. Mijały minuty, później godziny – jego nie było. Zaczął ogarniać ją smutek, robiło jej się przykro. W końcu drzwi się otwarły. Szybko odwróciła się za siebie i zobaczyła, iż do środka wchodzi Draco. Gdy go ujrzała, wiedziała, że coś jest nie tak.
                   – To koniec – powiedział. Jego oczy wyrażały smutek. – Nie kocham cię, Granger. – I wyszedł, po prostu.
                   Jego słowa utkwiły w głowie Gryfonki. Nie kocham cię, Granger – brzmiało w głowie Hermiony. Wpatrywała się tępo w drzwi, którymi wyszedł Ślizgon, po czym zaniosła się płaczem.
***
                   Draco gdzieś sobie poszedł. W tym czasie Hermiona się uspokoiła. Nie może sobie pozwolić na chwilę słabości, na pewno nie teraz. Biegną do Pokoju Życzeń. Przed nimi znikąd pojawiają się Śmierciożercy. Walka zaczyna się na dobre. Hermiona, Ron i Harry nie poddają się. Dzielnie odpierają zaklęcia. Idzie im dobrze, wygrywają. Niestety, ich dobra passa nie trwa długo – po kilku minutach panna Granger obrywa zaklęciem w głowę. Mdleje.
***

                   Już po bitwie o Hogwart. Emocje powoli opadają. Hogwart świętuje wygraną. Czarny Pan zginął, nastają nowe czasy – pokoju w magicznym świecie. Wszystko powoli wróci do normy. Większość zbiera się w Wielkiej Sali, przynajmniej tam, gdzie kiedyś się znajdowała. Części ścian się zawaliły, odbudowa potrwa tygodnie, może miesiące, jednak już zgłasza się wiele osób chcących pomóc.
                   Do Wielkiej Sali wchodzą Ron i Harry. Szybko podbiegają do przyjaciółki. Jest nieprzytomna. Jeszcze podczas walki z nimi zemdlała, potrzebowała natychmiastowej pomocy, dlatego przyjaciele zanieśli ją do pani Pomfrey zajmującej się rannymi.
                   – Co z nią, Ginny? – pyta Harry.
                   Panna Weasley zaraz po bitwie pobiegła do Wielkiej Sali. Bardzo martwiła się o przyjaciółkę. Na szczęście nie stało się jej nic poważnego; pani Pomfrey powiedziała, iż z tego wyjdzie. Niektórzy nie mieli tyle fartu. Skończyło się to tragicznie. Nimfadora i Remus Lupin, Fred Weasley – oni wszyscy polegli. Rodzina Weasley już zebrała się przy zwłokach jednego z bliźniaków. George przyklęka nad Fredem i cicho łka. Molly wtula się w męża. Ginny w tym czasie zajmuje się Hermioną, a Percy, Bill i Charlie po prostu stoją wokół zwłok Freda. Jest im smutno, oczywiście, jednak nie mają już siły na łzy.
                   – Wyjdzie z tego. – Ociera łzę z policzka, oczy ma zaczerwienione. – Tak mówi pani Pomfrey.
                   – To dobrze – odpowiada Ron.
                   Mija jeszcze kilka minut. Ginny, Ron i Harry podchodzą do reszty rodziny Weasley. Muszą się wspierać w tych trudnych dla nich chwilach.
                   Hermiona mruga szybko, po czym otwiera oczy. Podnosi się na rękach i widzi, że bitwa się zakończyła. Wydaje jej się, iż Zakon Feniksa wyszedł zwycięsko. Wstaje. Nogi jej ścierpły, lecz już po chwili wszystko jest w porządku. Widzi rodzinę Weasley i Harry’ego. Stoją nad kimś, kto pewnie poległ w bitwie. Zauważa, że to Fred. Wydaje zduszony okrzyk. Rozgląda się po Wielkiej Sali i zauważa więcej poległych, a także rannych. Nie może w to wszystko uwierzyć. Nagle zauważa kogoś o jasnych blond włosach. Nie, myśli. To na pewno nie Draco. Musiało mi się przewidzieć.
                        Żeby się upewnić, podchodzi bliżej. Czuje się nieswojo, przechodząc pomiędzy martwymi ciałami. Zbliża się powoli do chłopaka, który wcześniej rzucił jej się w oczy. Modli się w duchu, by to nie był Draco, jednakowoż jej nadzieja na to gaśnie – to on. Klęka przy chłopaku i cicho płacze w jego pierś. Jego koszula jest mokra od łez Hermiony.
                   – Draco, nie – szepcze. – Proszę, obudź się. Już po wszystkim…
                   Jednak Draco się nie budzi. Hermiona wie, że jest martwy, jednak nie dochodzi to do niej. Śmierć go zabrała – taka jest prawda.
                   – Proszę, nie rób mi tego. – Śmieje się gorzko.
                   Po chwili dochodzi do Hermiony, że go straciła. Nie może w to uwierzyć. Czuje się źle. Ma ochotę krzyczeć. Czuje, jakby serce miało jej zaraz pęknąć. Łapie delikatnie dłoń Draco, po czym patrzy z czułością na chłopaka.
                   – A ja cię kocham, Draco – mówi, nachylając się nad blondynem i składając na jego ustach delikatny pocałunek. Ten ostatni, przemyka Hermionie przez myśl.
                   W jednej chwili zrozumiała, że kocha go nad życie. Nie chce go opuszczać, jeszcze nie teraz. Pragnie posiedzieć przy nim chociaż kilka chwil.
                   Nie może pogodzić się z myślą, iż on nie żyje. Śmierć go zabrała, linia życia została przecięta.
                   Hermiona przeklina się w myślach za to, iż nigdy nie powiedziała mu tych dwóch ważnych słów: Kocham cię.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Niah | Akinese | Credits: X, X