Miłej
lektury!
Cecily
Z.
Powroty
Severus
Snape był samotnikiem i nade wszystko cenił prywatność. Nie miał przyjaciół, co
najwyżej znajomych lub współpracowników. Nie angażował się w żadne bliższe
kontakty międzyludzkie i robił wszystko, by nikt nie uskuteczniał żadnych
planów socjalizowania go. Dlatego mocno się zdziwił, gdy usłyszał brzęczenie
dzwonka do drzwi jego domu. Kto mógłby być na tyle bezczelny, żeby go
odwiedzać?Pomrukując
przekleństwa pod nosem, zamknął książkę i wstał, by otworzyć głupcowi, który
śmiał go niepokoić.
– Lucjusz? Co ty tu, do cholery, robisz? – zdziwił się, widząc na progu młodego Malfoya. Nie widział go od dawna i jeszcze nieprędko spodziewał się go ujrzeć. Lecz wzrok go nie mylił – Lucjusz stał tam, wyglądając dostojnie jak zwykle. Jednak Severus zauważył drastyczną zmianę w spojrzeniu swojego gościa. Było smutne, pełne rozgoryczenia i także, paradoksalnie, nadziei.
– Dowiedziałem się o nowej akcji Czarnego Pana. Uznałem, że skoro służba u niego cię interesuje, to chętnie byś wziął udział. Potrzeba rąk do pracy, a od razu byś się dobrze zaprezentował i zyskał w jego oczach.
– Dowiedziałeś? Skąd? Od kogo? – zapytał, zaskoczony. Po chwili wszystkie elementy zaczęły układać się w jedyne logiczne rozwiązanie... – Pokaż go! – zażądał gwałtownie.
Wargi Lucjusza drgnęły nieznacznie. Wiedział, że Snape nie jest głupi. Chyba głównie z powodu jego inteligencji w ogóle zaczął czuć do niego coś w rodzaju sympatii. Powoli zaczął odwijać lewy rękaw, obserwując uważnie Severusa. Początkowo twarz czarnowłosego nie wyrażała nic prócz ostrożnej ciekawości, lecz gdy tylko materiał odsłonił pierwsze ślady czerni, maska pękła. Snape chwycił zachłannie przedramię blondyna i podciągnął gwałtownie jego koszulę aż do łokcia, niemal ją rozrywając. Pozostawił na nim jedną dłoń, podczas gdy druga powędrowała do tatuażu zdobiącego rękę Malfoya.
Snape wpatrywał się pożądliwie w Mroczny Znak, gładząc go i badając jego fakturę palcami.
– Niesamowity... – wymsknęło mu się. To, o czym tyle słyszał, czego tak pragnął... Nareszcie mógł ujrzeć na własne oczy!
– Mówisz o Znaku czy o mnie? – spytał przekornie Lucjusz, obserwując ze spokojem wybuch swojego towarzysza. Dopiero te słowa otrzeźwiły nieco Severusa. Niechętnie oderwał wzrok od przedramienia gościa.
– Lucjusz? Co ty tu, do cholery, robisz? – zdziwił się, widząc na progu młodego Malfoya. Nie widział go od dawna i jeszcze nieprędko spodziewał się go ujrzeć. Lecz wzrok go nie mylił – Lucjusz stał tam, wyglądając dostojnie jak zwykle. Jednak Severus zauważył drastyczną zmianę w spojrzeniu swojego gościa. Było smutne, pełne rozgoryczenia i także, paradoksalnie, nadziei.
– Dowiedziałem się o nowej akcji Czarnego Pana. Uznałem, że skoro służba u niego cię interesuje, to chętnie byś wziął udział. Potrzeba rąk do pracy, a od razu byś się dobrze zaprezentował i zyskał w jego oczach.
– Dowiedziałeś? Skąd? Od kogo? – zapytał, zaskoczony. Po chwili wszystkie elementy zaczęły układać się w jedyne logiczne rozwiązanie... – Pokaż go! – zażądał gwałtownie.
Wargi Lucjusza drgnęły nieznacznie. Wiedział, że Snape nie jest głupi. Chyba głównie z powodu jego inteligencji w ogóle zaczął czuć do niego coś w rodzaju sympatii. Powoli zaczął odwijać lewy rękaw, obserwując uważnie Severusa. Początkowo twarz czarnowłosego nie wyrażała nic prócz ostrożnej ciekawości, lecz gdy tylko materiał odsłonił pierwsze ślady czerni, maska pękła. Snape chwycił zachłannie przedramię blondyna i podciągnął gwałtownie jego koszulę aż do łokcia, niemal ją rozrywając. Pozostawił na nim jedną dłoń, podczas gdy druga powędrowała do tatuażu zdobiącego rękę Malfoya.
Snape wpatrywał się pożądliwie w Mroczny Znak, gładząc go i badając jego fakturę palcami.
– Niesamowity... – wymsknęło mu się. To, o czym tyle słyszał, czego tak pragnął... Nareszcie mógł ujrzeć na własne oczy!
– Mówisz o Znaku czy o mnie? – spytał przekornie Lucjusz, obserwując ze spokojem wybuch swojego towarzysza. Dopiero te słowa otrzeźwiły nieco Severusa. Niechętnie oderwał wzrok od przedramienia gościa.
–
Już tak sobie nie schlebiaj, Malfoy – odparł chłodno. Skinieniem głowy
zaprosił mężczyznę do środka. Ledwo drzwi się zatrzasnęły, Lucjusz znalazł się
zdecydowanie bliżej Severusa, niż było to konieczne czy właściwe.
– Od kiedy jesteś taki powściągliwy? Inaczej cię zapamiętałem... – wymruczał blondyn, zbliżając się coraz bardziej do Snape’a. Ten mimowolnie zaczął się cofać, lecz szybko natrafił na mur. W półmroku przedpokoju, uwięziony między silnymi ramionami Malfoya przypierającymi go do ściany, czuł się jak w klatce. Nie miał jednak zamiaru uciekać. Serce łomotało mu w piersi jak oszalałe, oddech przyspieszył, a spodnie zaczęły się wydawać dziwnie ciasne. Doskonale wiedział, o czym mówił arystokrata, myślał jednak, że po ślubie z panną Black skończy się między nimi ta zażyłość... Mylił się. Lecz nie miał zamiaru żałować tego, co zaraz miało się stać, mimo że wiedział, ile później go będzie kosztować ponowne pogodzenie się ze stratą.
Poczuł chłodne wargi na swoim obojczyku, delikatne pocałunki, które powoli przemieszczały się w górę jego szyi, po szczęce, aż do kącika ust. Mimowolnie wydobyło się z niego westchnięcie. Ciało Lucjusza napierało na niego na całej powierzchni... Prawie zapomniał, jakie to przyjemne uczucie. Arystokrata przesunął delikatnie nosem po policzku Severusa, zbliżając się do jego ucha. Na chwilę przerwał pieszczoty i minimalnie się odsunął.
– Masz różdżkę w kieszeni czy aż tak cieszysz się na mój widok? – wyszeptał. Zaśmiał się gardłowo i, nie dając Severusowi czasu na odpowiedź, przygryzł płatek jego ucha. Brunet jęknął, a jego palce powędrowały do paska spodni blondyna. Przyciągnął mężczyznę bliżej i pożądliwymi ruchami zaczął rozpinać dolną część jego garderoby, podczas gdy Lucjusz wznowił wędrówkę ustami po ciele Snape’a. Z gracją pozbył się koszuli partnera, która po chwili wylądowała na podłodze u stóp mężczyzn. Chwilę później reszta ubrań dołączyła do niej, wyzwalając rozpalone pożądaniem ciała i nabrzmiałe członki.
Malfoy całkowicie przejął inicjatywę. Jego dłonie łapczywie przesuwały się od torsu Severusa ku jego talii, a w ślad za nimi podążały spragnione usta. Pozostawiały coraz bardziej zachłanne pocałunki na linii obojczyków, mostku, brzuchu... Ręce tymczasem znalazły się na stwardniałym członku i zaczęły go dotykać, pieścić, coraz mocniej, coraz szybciej... Oddech Snape’a przyspieszał w rytm pracy rąk jego partnera. Usta chwytały powietrze coraz bardziej łapczywie, a spomiędzy rozchylonych warg wydostawały się pełne rozkoszy jęki. Czuł, że jest już blisko, że zaraz dojdzie... I wtedy, równocześnie z osiągnięciem najwspanialszego orgazmu w życiu, jego umysł zalała fala wspomnień.
Za miesiąc miał się odbyć ślub Lucjusza z Narcyzą Black. Severus czuł, że w ich relacji coś się zmieniało. Arystokrata przychodził coraz rzadziej, jakaś cząstka niego jakby gasła, wypalała się. Już nie był tym samym energicznym mężczyzną, którego Snape pamiętał z Hogwartu. Martwił się, to pewne, jednak co on mógł zrobić?
– Od kiedy jesteś taki powściągliwy? Inaczej cię zapamiętałem... – wymruczał blondyn, zbliżając się coraz bardziej do Snape’a. Ten mimowolnie zaczął się cofać, lecz szybko natrafił na mur. W półmroku przedpokoju, uwięziony między silnymi ramionami Malfoya przypierającymi go do ściany, czuł się jak w klatce. Nie miał jednak zamiaru uciekać. Serce łomotało mu w piersi jak oszalałe, oddech przyspieszył, a spodnie zaczęły się wydawać dziwnie ciasne. Doskonale wiedział, o czym mówił arystokrata, myślał jednak, że po ślubie z panną Black skończy się między nimi ta zażyłość... Mylił się. Lecz nie miał zamiaru żałować tego, co zaraz miało się stać, mimo że wiedział, ile później go będzie kosztować ponowne pogodzenie się ze stratą.
Poczuł chłodne wargi na swoim obojczyku, delikatne pocałunki, które powoli przemieszczały się w górę jego szyi, po szczęce, aż do kącika ust. Mimowolnie wydobyło się z niego westchnięcie. Ciało Lucjusza napierało na niego na całej powierzchni... Prawie zapomniał, jakie to przyjemne uczucie. Arystokrata przesunął delikatnie nosem po policzku Severusa, zbliżając się do jego ucha. Na chwilę przerwał pieszczoty i minimalnie się odsunął.
– Masz różdżkę w kieszeni czy aż tak cieszysz się na mój widok? – wyszeptał. Zaśmiał się gardłowo i, nie dając Severusowi czasu na odpowiedź, przygryzł płatek jego ucha. Brunet jęknął, a jego palce powędrowały do paska spodni blondyna. Przyciągnął mężczyznę bliżej i pożądliwymi ruchami zaczął rozpinać dolną część jego garderoby, podczas gdy Lucjusz wznowił wędrówkę ustami po ciele Snape’a. Z gracją pozbył się koszuli partnera, która po chwili wylądowała na podłodze u stóp mężczyzn. Chwilę później reszta ubrań dołączyła do niej, wyzwalając rozpalone pożądaniem ciała i nabrzmiałe członki.
Malfoy całkowicie przejął inicjatywę. Jego dłonie łapczywie przesuwały się od torsu Severusa ku jego talii, a w ślad za nimi podążały spragnione usta. Pozostawiały coraz bardziej zachłanne pocałunki na linii obojczyków, mostku, brzuchu... Ręce tymczasem znalazły się na stwardniałym członku i zaczęły go dotykać, pieścić, coraz mocniej, coraz szybciej... Oddech Snape’a przyspieszał w rytm pracy rąk jego partnera. Usta chwytały powietrze coraz bardziej łapczywie, a spomiędzy rozchylonych warg wydostawały się pełne rozkoszy jęki. Czuł, że jest już blisko, że zaraz dojdzie... I wtedy, równocześnie z osiągnięciem najwspanialszego orgazmu w życiu, jego umysł zalała fala wspomnień.
Za miesiąc miał się odbyć ślub Lucjusza z Narcyzą Black. Severus czuł, że w ich relacji coś się zmieniało. Arystokrata przychodził coraz rzadziej, jakaś cząstka niego jakby gasła, wypalała się. Już nie był tym samym energicznym mężczyzną, którego Snape pamiętał z Hogwartu. Martwił się, to pewne, jednak co on mógł zrobić?
Leżeli wtedy spoceni na miękkim łożu, ciesząc się słodkimi chwilami po
stosunku, gdy w pewnym momencie Lucjusz przerwał ciszę.
– Severusie... Wiesz, że się żenię. I... Chyba nie będziemy mogli się już spotykać. Nie tak, jak do tej pory.
– Rozumiem.
To było jedyne, co mógł odpowiedzieć. Wiedział, że tak musiało się skończyć, jednak mimo wszystko żył nadzieją, usiłował nie dopuścić do siebie tej myśli. Aż w końcu stało się. Jedyne, co mu pozostało, to po raz ostatni rozkoszować się bliskością ze swoim partnerem. Z ciężkim sercem oparł się o tors blondyna, próbując wyryć w pamięci te ostatnie wspólne chwile.
Ze wspomnień wyrwał go świszczący oddech blondyna, który zbliżył swoje usta do ucha Severusa.
– Moja kolej – wyszeptał.
Nieco zbyt brutalnie obrócił bruneta i przycisnął go twarzą do ściany. Wpił się ustami w wargi Severusa. W miarę jak taniec ich języków nabierał tempa, dłonie arystokraty coraz mocniej pieściły pośladki partnera, by przygotować je do przyjęcia płonącego pożądaniem członka mężczyzny.
Lucjusz zawsze wolał więcej agresji i dzikości podczas stosunku. Severus zapomniał jednak, jak brutalny blondyn potrafił być. W jednej chwili zakończył pocałunki i mocno wszedł w bruneta. Po chwili wycofał się, by z jeszcze większą siłą powtórzyć czynność. Dyszał ciężko, poruszając biodrami szybciej i szybciej. Coraz bardziej tracił kontrolę. Wbił paznokcie w wątłe ciało partnera, dając upust pożądaniu, które zawładnęło nim całym.
Severus także coraz bardziej dawał się ponieść. Chłód ściany dawał upragnione ukojenie, a ciepło ciała Lucjusza i jego członek penetrujący bruneta wyzwalały gwałtowne dreszcze. Fizyczny ból sprawił, że do jego umysłu wkradło się kolejne wspomnienie – znacznie bardziej bolesne niż cokolwiek, czego jego ciało kiedykolwiek doświadczyło. Wspomnienie rany zadanej prosto w serce.
Przy swoim ostatnim razie i tym samym ostatnim spotkaniu mężczyźni zdecydowali, że Severus nie powinien pojawić się na ślubie Lucjusza i Narcyzy. Uznali, że im obu będzie łatwiej i brunet z całego serca miał zamiar dotrzymać słowa... Jednak nie zdołał.
Ślub odbywał się w środku lata. Pogoda była idealna – ani jednej chmurki na niebie, a słońce nie dokuczało zanadto. Na tyłach rezydencji Malfoyów rozstawiono stoliki nakryte białymi obrusami ustawione tak, by miejsce pary młodej znajdowało się w samym centrum. Już wszystko było gotowe do ceremonii zaślubin. Goście zgromadzili się przy pięknym, kwiecistym łuku, pod którym czekali już pastor i pan młody. Za chwilę panna Black miała zostać doprowadzona do ołtarza, by zostać połączoną węzłem małżeńskim z Lucjuszem Malfoyem. Uśmiechy gościły na twarzach wszystkich obecnych... A raczej prawie wszystkich.
Severus Snape stał na wzgórzu znajdującym się na tyle blisko rezydencji, by móc obserwować ceremonię, ale na tyle daleko, by nie zostać łatwo zauważonym. Jego twarz wyrażała chłodny spokój, lecz gdyby ktoś wtedy spojrzał mu w oczy, dostrzegłby cały ból, który mężczyzna odczuwał w sercu. Nie wiedział nawet, dlaczego się tu pojawił, po prostu czuł, że powinien przyjść i spróbować pogodzić się ze stratą. To było najlepsze, co mógł zrobić – zarówno dla siebie, jak i dla Lucjusza.
Patrzył, jak jasnowłosa piękność zmierza w śnieżnobiałej sukni do ołtarza. Wydawało mu się, że dostrzega na ustach Lucjusza uśmiech. Radość. Powinien był już wtedy pójść sobie. Mimo to stał tam dalej. Widział, jak młodzi składają sobie przysięgę małżeńską i wymieniają się obrączkami. Jednak gdy zobaczył, że jego ukochany unosi welon, by pocałować swoją żonę, nie wytrzymał. Deportował się, a ostatnim dźwiękiem, który dotarł do jego uszu, był wiwat gości weselnych na cześć pana i pani Malfoy.
Gdy Lucjusz szczytował, Severus powrócił myślami do chwili obecnej. Był zmęczony. Obolały. Ale szczęśliwy. Po raz pierwszy od dawna na jego ustach wykwitło coś na kształt uśmiechu. Odwrócił się twarzą do Malfoya i złożył delikatny pocałunek na jego spierzchniętych wargach, po czym wtulił się w tors mężczyzny, pragnąc, by ta chwila trwała wiecznie. By nie było już rozstania. Nigdy więcej.
– Severusie... Wiesz, że się żenię. I... Chyba nie będziemy mogli się już spotykać. Nie tak, jak do tej pory.
– Rozumiem.
To było jedyne, co mógł odpowiedzieć. Wiedział, że tak musiało się skończyć, jednak mimo wszystko żył nadzieją, usiłował nie dopuścić do siebie tej myśli. Aż w końcu stało się. Jedyne, co mu pozostało, to po raz ostatni rozkoszować się bliskością ze swoim partnerem. Z ciężkim sercem oparł się o tors blondyna, próbując wyryć w pamięci te ostatnie wspólne chwile.
Ze wspomnień wyrwał go świszczący oddech blondyna, który zbliżył swoje usta do ucha Severusa.
– Moja kolej – wyszeptał.
Nieco zbyt brutalnie obrócił bruneta i przycisnął go twarzą do ściany. Wpił się ustami w wargi Severusa. W miarę jak taniec ich języków nabierał tempa, dłonie arystokraty coraz mocniej pieściły pośladki partnera, by przygotować je do przyjęcia płonącego pożądaniem członka mężczyzny.
Lucjusz zawsze wolał więcej agresji i dzikości podczas stosunku. Severus zapomniał jednak, jak brutalny blondyn potrafił być. W jednej chwili zakończył pocałunki i mocno wszedł w bruneta. Po chwili wycofał się, by z jeszcze większą siłą powtórzyć czynność. Dyszał ciężko, poruszając biodrami szybciej i szybciej. Coraz bardziej tracił kontrolę. Wbił paznokcie w wątłe ciało partnera, dając upust pożądaniu, które zawładnęło nim całym.
Severus także coraz bardziej dawał się ponieść. Chłód ściany dawał upragnione ukojenie, a ciepło ciała Lucjusza i jego członek penetrujący bruneta wyzwalały gwałtowne dreszcze. Fizyczny ból sprawił, że do jego umysłu wkradło się kolejne wspomnienie – znacznie bardziej bolesne niż cokolwiek, czego jego ciało kiedykolwiek doświadczyło. Wspomnienie rany zadanej prosto w serce.
Przy swoim ostatnim razie i tym samym ostatnim spotkaniu mężczyźni zdecydowali, że Severus nie powinien pojawić się na ślubie Lucjusza i Narcyzy. Uznali, że im obu będzie łatwiej i brunet z całego serca miał zamiar dotrzymać słowa... Jednak nie zdołał.
Ślub odbywał się w środku lata. Pogoda była idealna – ani jednej chmurki na niebie, a słońce nie dokuczało zanadto. Na tyłach rezydencji Malfoyów rozstawiono stoliki nakryte białymi obrusami ustawione tak, by miejsce pary młodej znajdowało się w samym centrum. Już wszystko było gotowe do ceremonii zaślubin. Goście zgromadzili się przy pięknym, kwiecistym łuku, pod którym czekali już pastor i pan młody. Za chwilę panna Black miała zostać doprowadzona do ołtarza, by zostać połączoną węzłem małżeńskim z Lucjuszem Malfoyem. Uśmiechy gościły na twarzach wszystkich obecnych... A raczej prawie wszystkich.
Severus Snape stał na wzgórzu znajdującym się na tyle blisko rezydencji, by móc obserwować ceremonię, ale na tyle daleko, by nie zostać łatwo zauważonym. Jego twarz wyrażała chłodny spokój, lecz gdyby ktoś wtedy spojrzał mu w oczy, dostrzegłby cały ból, który mężczyzna odczuwał w sercu. Nie wiedział nawet, dlaczego się tu pojawił, po prostu czuł, że powinien przyjść i spróbować pogodzić się ze stratą. To było najlepsze, co mógł zrobić – zarówno dla siebie, jak i dla Lucjusza.
Patrzył, jak jasnowłosa piękność zmierza w śnieżnobiałej sukni do ołtarza. Wydawało mu się, że dostrzega na ustach Lucjusza uśmiech. Radość. Powinien był już wtedy pójść sobie. Mimo to stał tam dalej. Widział, jak młodzi składają sobie przysięgę małżeńską i wymieniają się obrączkami. Jednak gdy zobaczył, że jego ukochany unosi welon, by pocałować swoją żonę, nie wytrzymał. Deportował się, a ostatnim dźwiękiem, który dotarł do jego uszu, był wiwat gości weselnych na cześć pana i pani Malfoy.
Gdy Lucjusz szczytował, Severus powrócił myślami do chwili obecnej. Był zmęczony. Obolały. Ale szczęśliwy. Po raz pierwszy od dawna na jego ustach wykwitło coś na kształt uśmiechu. Odwrócił się twarzą do Malfoya i złożył delikatny pocałunek na jego spierzchniętych wargach, po czym wtulił się w tors mężczyzny, pragnąc, by ta chwila trwała wiecznie. By nie było już rozstania. Nigdy więcej.
Dziękuję za miniaturkę <3
OdpowiedzUsuńNo Ana mnie poganiała już, ja skomentuje, serio. Dzisiaj jeszcze, prawdopodobnie. Może w nocy. Przeczytałam, ale wypowiem się później. Matura mną rządzi, kajam się. :c
Jeszcze raz przepraszam Cię, Cecily, za tak późny odzew i mogę użyć wymówki matury (ha, chemia w piątek trzynastego może być usprawiedliwieniem, co?), ale ciągle to mówię, wiec wymówki nie będzie.
UsuńPrzede wszystkim bardzo Ci dziękuję za napisanie, bo to Twoja pierwsza na SKP, prawda? I jeszcze wzięłaś na swoje barki ff slashowy, a jak wiadomo – nie dla każdego te pairingi są, znaczy do pisania. Wow, i +18. Cieszę się.
Bardziej mi się podoba tutaj Lucjusz niż Severus, prawdę mówiąc. Znaczy tak – nie mówię, że mi się nie podoba, ale w porównaniu do Lucjusza wyszedł, no, blado. Nie bardzo czuć ten jego charakter. Podobał mi się ten zachwyt Seva, gdy domyślił się, że Malfoy wstąpił w szeregi śmierciożerców, ale ten, on pokazywał ten znak w drzwiach? Bądź co bądź to bardzo nieuważne z ich strony.
Ja tam nie rozumiem, w czym niby ślub przeszkadza :P Arystokrata bez kochanki/kochanka? I to bogaty arystokrata? Śmiało mogli kontynuować swój związek, ale i tak lubię takie rozwiązanie. No przecież muszą się rozstać. Bo ja zwyczajnie lubię ich nie w stałym związku, a właśnie mających romans, przemawia do mnie, więc podoba mi się to rozwiązanie.
Pisząc +18 niekoniecznie miałam na myśli seks, wiadomo tym się kojarzy, ale nie byłabym zawiedziona, gdyby nie wiem, obcinali języki, torturowali mugoli, a później poszli się napić herbaty. Nie wiem, czy to nie ciut sadystyczne, ale why not :P No bo tak serio, wybacz, że to mówię, bo nie powinnam może narzekać, skoro ktoś poświęcił swój czas i pracę na napisanie dla kogoś, ale to ich zbliżenie nie wyszło. Zdaję sobie sprawę, że takie rzeczy pisze się trudno, przynajmniej moim zdaniem, bo jeszcze takich się podjęłam, ale czytałam wiele i spotkałam się z dobrymi opisami, tutaj zabrakło zdecydowanie opis tych ich uczuć, no bo to jest taki akt pożegnania, prawda? Więc jest pole do popisu, tego mi właśnie zabrakło, scena wyszła blado po prostu.
Ślub mi się podoba, to że Snape na niego przyszedł, ale został w ukryciu i uciekł też, bo brzmi realnie i biorę to w ciemno nawet.
Tekst czytało mi się bardzo przyjemnie, bez większych zgrzytów, nie było ciężkiego języka ani tego typu opisów, przez co stałoby się nużące. Z całą pewnością masz niebanalny styl, ale musisz go podszlifować i skupiać się też na przemyśleniach, bo w obliczu rozstania nie było obawy, żalu. Zgoda, wiedzieli, że to nadejdzie, ale chyba naturalną reakcją jest pojawienie się takich myśli. Nawet głupie: „szkoda, że to już koniec, było dobrze”.
I nadal podtrzymuje, że Lucjusz się udał, bo wchodzi, bierze, co mu się podoba, nie pyta o zgodę. I jeszcze zrobi to z typowym dla siebie dźwiękiem.
Jeszcze raz powtórzę, że mi się podobało, jestem bardzo wdzięczna, że dla mnie napisałaś, bo ja sama chyba bym się nie odważyła podjąć ten pairing. Mam nadzieję, że pisanie tutaj, na SKP, wiele Ci da, że się rozwiniesz (bo kojarzę Twój nick, nie udzielałaś się na katalogu Granger?) i tego też Ci życzę. Poza tym mnóstwa weny i czasu.
Pozdrawiam ciepło, Acrimonia.
PS. Ach, no bo ja sobie wróciłam do starego Nicka jakby coś, bo i tak każdy ciągle Acri, Acri, więc tak wyszło. But it’s me.