Dla Natalie Hutcherson (z bloga http://still-gone.blogspot.com/) miniaturka Harmione.
Zgodnie z obietnicą, wstawiam dla Ciebie miniaturkę mojego autorstwa. Mam nadzieję, że się spodoba, oraz, że nie zawiodłam Twoich oczekiwań. Wiem, że czas akcji miał być przed Bitwą o Hogwart, ale musiałam nieco nagiąć Twoją prośbę. Mam nadzieję, że się o to nie pogniewasz.
Pozdrawiam
Snovi
~~
"Do samego końca z Tobą"
"Do samego końca z Tobą"
Nie
sądziła, że ktokolwiek będzie w stanie zapełnić dziurę w sercu, jaką po sobie
pozostawił. Niebo przy nim zawsze było niebieskie, trawa zielona, słońce
żółte – każda rzecz miała swój kolor, a teraz? Ciemne barwy osłoniły jej świat. Jak mógł zachowywać się tak próżnie?
Jak mógł ją pocałować? Dlaczego ze sobą byli? Gdzie w tym wszystkim było
miejsce dla jej pustej duszy?
Tego
dnia wszyscy chodzili podenerwowani. Mecz Slyhetrin - Gryffindor zbliżał się
wielkimi krokami, toteż dało się czuć jeszcze większe napięcie między tymi
domami, niż zazwyczaj. Szczególnie nieciekawie trzymał się Ron, który blady
siedział przy stole i grzebał widelcem w jedzeniu. Właśnie. Zamiast jeść swoją
porcję łakomie, rozchlapując jedzenie na prawo i lewo, on jedynie dziabał coś
na talerzu.
– Ron
– panikowała Ginny – musisz coś zjeść. Przecież czeka Cię mecz! Nie możemy
przegrać, bo wielki szanowny Pan Weasley postanowił nie zjeść śniadania,
skutkiem czego zemdlał i spadł na boisko z kilkunastu metrów! – piekliła się
jego siostra, wymachując przy tym dłońmi na lewo i prawo.
– Harry
– Hermiona zwróciła się szeptem do przyjaciela, który siedział obok – zrób coś, w końcu
jesteś kapitanem. Zmobilizuj go, rozruszaj. Inaczej Ginny do końca go załamie –
zachęciła, patrząc na niego uważnie.
Niekoniecznie
chodziło jej o to, co zrobił w kilka sekund później i co wyszło na jaw po
meczu. Ale stało się. Gryffindor cieszył się wygranym Pucharem Quidditcha - „Weasley naszym królem” - wiwatowali
wszyscy w pokoju wspólnym, podczas małej imprezy z tej okazji. Gdzieniegdzie
lewitowały wyczarowane lampiony, na stolikach stały łakocie i butelki kremowego
piwa, a z gramofonu płynęła muzyka. Szyld nad kominkiem mienił się kolorami ich
domu, głosząc przy tym wiwaty na cześć zwycięzców.
– Nie
dałem mu Felix Felicis – ktoś wyszeptał nagle do jej ucha, na co ona odwróciła
się przestraszona, wpadając zaraz w objęcia przyjaciela.
– A
więc... – wymruczała zszokowana, przyglądając się wesołemu obliczu Harry’ego.
– Tak,
jedynie udawałem, że wlewam mu eliksir do soku. – Potwierdził jej
przypuszczenia, uśmiechając się szerzej
– Och, jesteś naprawdę wspaniały. Nigdy
więcej nie powiem złego słowa o twoim sprycie – dodała, patrząc mu w oczy z
szerokim uśmiechem wymalowanym na jej brzoskwiniowych wargach.
A
potem było już tylko gorzej. W jednej chwili cały jej świat się zawalił – nie
było nadziei. Lavender Brown pocałowała Rona, a on to odwzajemnił. Jej serce
pękło na milion kawałków, które, rozsypane po podłodze, wydały z siebie ciche
echo rozpaczy. W koło dało się słyszeć krzyki wyrażające podziw. Jednak jej życie zatrzymało się na tym fragmencie.
Nieśpiesznie wycofała się, czując, jak duchota zalewa jej ciało, jak do
oczu napływają łzy. Zostawiła zszokowanego, choć uśmiechniętego przyjaciela z
przodu i nie zwracając na siebie niczyjej uwagi, wyszła z pokoju wspólnego,
kierując się na półpiętro schodów w wieży. Plecami oparła się o ścianę i
zjechała po niej w dół, łkając cicho. I wtedy to się stało. Gdyby nie
silne dłonie przyjaciela, nie wiedziała, czy potrafiła by się podnieść. Czy
potrafiłaby stawić czoła porażce? Powoli dzięki niemu odnajdywała wiarę w
siebie. Pomagał jej każdym swym uśmiechem, miłym słowem i gdy trzeba było,
odpędzał Rona i wymyślał wymówki na jej nieobecność.
~~
Ten
wieczór postanowili spędzić wspólnie, jak za starych, dobry czasów. Z tą
różnicą, że bez Rona, wiecznie marudzącego na ich pomysły. Początkowo odrobili
zadania domowe, później pograli trochę w eksplodującego durnia, a na sam koniec
relaksowali się przed kominkiem, wspominając żarty bliźniaków za czasów
szkolnych. Nie zauważyli nawet, że
koledzy rzucali im dziwne spojrzenia za każdym razem, gdy wybuchali gromkim
śmiechem.
– Wiesz… Nie wiem, czy to dłużej zniosę,
Harry – mruknęła Hermiona, podkulając kolana pod brodę.
– Co
konkretnie? Rona i Lavender? – zagadnął zmartwiony i nie myśląc długo, wstał
z podłogi, na której siedział i zajął miejsce obok niej.
– Nie
chodzi o nich, tylko o tę pustkę, wiesz? – wytłumaczyła mu, ale widząc, że nie
do końca rozumie, ciągnęła dalej. – Czuję po nim pustkę, ale nie mam do niego
żalu. Widzę, jak patrzysz na Ginny gdy jest z Deanem, ja jednak nie patrzę już
tak na niego. Na Rona. Wymawianie jego imienia nie sprawia mi już problemu, nie
czuje kołatania serca, gdy jest w pobliżu, ani nie chce mi się wymiotować,
gdy całuje Brown. Po prostu przestałam czuć, Harry. – Cisza, która
między nimi zapanowała, sprawiła, że zrozumiał jej słowa.
Nie
do końca była pewna, w którym właściwie momencie to do niej dotarło. Prawda,
która zamiast boleć, wypełniała jej ciało obojętnością. Z dnia na dzień widok
ich obściskujących się ciał, przestał jej dokuczać; w końcu była w stanie
zacząć z nim rozmawiać i śmiać się przy kominku jak za dawnych lat. Do jej
głowy zaś zaczęły wkradać się coraz częściej wspomnienia z Harrym. Jak uczyli się razem, siedzieli w bibliotece, kiedy
chodzili na podwieczorki do Slughorna, jak spacerowali po błoniach i odwiedzali
Hagrida. Kilka miesięcy zajęło jej zrozumienie – jej, najmądrzejszej czarownicy
od czasów Roveny Ravenclaw – co tak naprawdę się dzieje.
I sama nigdy by na to nie wpadła, gdyby nie on. Jego silne ramiona, które
oplotły jej talię i przyciągnęły do siebie mocno, a później ciche słowa „uważaj na siebie, Hermiono. Do zobaczenia w
Norze”
Tego dnia przepadła. Wiedziała, że jej serce
zostało wraz z nim na King’s Cross. Harry Potter niespodziewanie wkradł się jej
duszę, ciało, i umysł. Wszystko co robiła, co czuła, gdzieś nieświadomie
nawiązywało do jego osoby. Ten jeden uścisk, ten jeden cichy szept sprawił, że
zapragnęła przeżyć nadchodzącą wojnę, byle tylko móc patrzeć jak wychodzi z
niej cały i szczęśliwy, w ramionach Ginny. Tak, nawet w ramionach Ginny. Byle
by nie dał się pokonać.
Zmęczona
dotarła do domu, wpadając w objęcia rodziców. Oczywiście, że się martwili. Nie
dopuszczali do siebie myśli, by miała wrócić do Hogwartu na ostatni rok.
Wiedzieli przecież, że w świecie czarodziejów dzieją się złe rzeczy. Nie mieli
jednak pojęcia, że Hermiona już dawno podjęła decyzję o tym, co chcę zrobić.
Każdy dzień wykorzystywała jak najlepiej. Wychodziła z nimi na wycieczki,
robiła im śniadania do łóżka. Wieczorami oglądali filmy w domowym zaciszu,
chodzili do kina i na spektakle. Chciała zachować po nich pamiątkę w postaci
wspomnień, których oni posiadać nie będą.
– Obliviate
– wyszeptała, celując różdżką w tył ich głów, podczas gdy siedzieli i przeglądali
rodzinne albumy.
Wymazanie
pamięci… Było ciężkie. I nie chodziło tu o opanowanie techniki, ani o samo
rzucenie zaklęcia. To byli jej rodzice, a szansa, że ich odnajdzie była nikła,
prawie zerowa, ale ponownie wolała wybrać gorszą dla siebie opcję, niż by miała
narazić ich na niebezpieczeństwo nadciągającej wojny. A jako mugole, rodzice
czarownicy… Nie mieliby szans na przetrwanie. Łzy spływały po jej policzkach,
gdy wychodziła z szarego domku na obrzeżach Londynu, a serce krzyczało „Wróć, cofnij zaklęcie! Ucieknij razem z
nimi!”.
Wybrała
Harry’ego i stanie u jego boku podczas bitwy. Ktoś mógłby powiedzieć, że jest niemądra,
że nie wie, co robi… Jednak pierwszy raz w życiu podążała dokładnie za tym, co
mówiło jej serce, nie rozsądek. Musiała pomóc uratować czarodziejów, niewinnych
ludzi, a nawet cały świat. A przede wszystkim, nie mogła dopuścić, by Ron i Harry
sami ruszyli po horkruksy. Jeżeli miałaby to być ich ostatnia wyprawa, niech
tak będzie – Golden Trio albo przeżyje, albo zginie, ale będąc razem do samego
końca. Z cichym pyknięciem aportowała się do Nory.
~~
Gdy
była w domu, nie myślała o uczuciach, jakie w niej zakwitły do czarnowłosego,
lecz nie mogła ich zignorować, gdy znów ujrzała jego oblicze w kilka dni po tym,
jak dotarła do domu Weasleyów, podczas misji „Siedmiu Potterów”
– Harry,
tak tęskniłam – wyszeptała szybko, ściskając mocno jego szyję. Ustami krótko
ucałowała jego policzek i odsunęła się, dając innym szansę na przywitanie się.
Serce jej biło jak oszalałe, jednak miłe uczucie ciepła przepływało przez jej
ciało. Nie do końca wiedziała, o czym to świadczy, ale podobało jej się to.
Czas
nie był im pobłażliwy, przeciwnie. Był panem i władcą, bawił się w kata i nie
szczędził nikogo – zupełnie jak Voldemort, który bawił się ludźmi i życiem. Podczas
misji zginął Alastor Moody i Hedwiga, a George stracił ucho. Każdy okazywał
smutek na swój sposób. Fred cały czas siedział przy swym bracie, a Harry
cierpiał po stracie ukochanego zwierzaka, po raz kolejny obwiniając się o
niepotrzebną śmierć innych. Postanowił raz na zawsze zakończyć całej te
problemy i uciec. Nie przewidział jednak jednego.
– Gdzie idziesz, Harry? – kobiecy głos zatrzymał go
na werandzie Nory. Zielonooki obrócił się spokojnie w stronę siedzącej na
bujanej ławie przyjaciółki.
– Nie
mogę tu dłużej zostać, Hermiono. Wszyscy przeze mnie giną – wytłumaczył, opierając
się dłońmi o drewnianą balustradę. – Nie mogę pozwolić, by ktoś jeszcze przelał
za mnie krew.
– Zwariowałeś?
– uniosła swój głos, patrząc na niego z niedowierzaniem. – Za ciebie? Myślisz,
że Moody zginął za ciebie? Że Hedwiga zginęła za Ciebie? Harry! – Wstała
gwałtownie z ławy, czemu towarzyszyło głośne skrzypnięcie desek – oni zginęli
przez Voldemorta, przez jego chore żądze. A co ważniejsze, oddali swoje życie,
by inni mogli uczcić ich śmierć, raz na zawsze niszcząc zło, które ogarnęło nasz
świat. – mówiła szybko. Swoją dłonią odnalazła jego dłoń i zacisnęła na niej
swoje delikatne palce.
– A
co z Twoimi rodzicami? – zapytał.
– Harry
– wyszeptała, odwracając swój wzrok na gwieździste niebo. Nie potrafiła
spojrzeć mu teraz w oczy. – Moi rodzice mnie nie pamiętają, bo użyłam na nich
Obliviate – wyznała, drżąc lekko przez podmuch chłodnego wiatru. – Obiecałam
Ci. Do samego końca z Tobą.
Nie
wiedział co odpowiedzieć. Każdy się jakoś poświęcał, ale to, co zrobiła
Hermiona wymagało w jego mniemaniu wielkiej odwagi. Sam nie dałby rady dokonać
takiego czynu. Żadne słowo, które by wypowiedział, nie oddałoby w pełni tego,
co czuł. Dlatego też zgarnął ją w swoje ramiona i złożył na jej czole krótki,
troskliwy pocałunek. A ona zaś kurczowo zacisnęła pięści na swetrze, który miał
na sobie.
Ten
moment był niczym świeży podmuch wiatru, w upalny, niedzielny poranek. Dał im
chęć do przeżycia, do walki z tym, co pozostawało nieuniknione.
– Do
samego końca z Tobą – wymamrotał, gładząc jej plecy.
~~
Kilka
dni później odbyło się wesele Fleur i Billa. Goście zjeżdżali się z najróżniejszych
stron. Zapewniono również przykrywkę dla Harry’ego, który spokojnie bawił się
wśród tłumu jako Barney Weasley. Sam ślub był widowiskowy, Hermionie uleciało
kilka łez, jednak całe ich morze wychlipała Molly, na co Artur reagował rozbawionym
spojrzeniem, rzucanym w jej kierunku. Tańcom nie było końca. Ku zaskoczeniu
panny Granger, pojawił się również Wiktor Krum, z którym to zatańczyła kilka
razy. Ron patrzył na to niewzruszony, jednak Harry w przebraniu czuł wyraźną
niechęć do tego mężczyzny. To on chciał być na jego miejscu. I przecież… Co go
ma powstrzymywać?
– Odbijany
– mruknął, zaraz porywając Hermionę w swoje objęci – ku niezadowoleniu Kruma.
Nie był dobry w tańcu, jednak za pomocą kobiety dość szybko wszedł w rytm.
– Barney
– zachichotała cicho – gdybym Cię nie znała, pomyślałabym, że jesteś zazdrosny,
wiesz? – Droczyła się.
– A
skąd pewność, że nie jestem?
Nie spodziewała się takiego zagrania z jego
strony. Już otwierała usta, by coś powiedzieć, gdy do sali wpadł patronus w
kształcie lisa, który przemówił głosem Kinglseya Shacklebota: „Ministerstwo padło. Scrimgeour nie żyje.
Nadchodzą”.
– Musimy uciekać! – krzyknęła i
chwytając jego dłoń, pociągnęła go w stronę biegnącego ku nim Rona. Chwilę
przed nalotem śmierciożerców zdążyli się aportować i wtedy też
ostatni raz widzieli najbliższych. Ciężar, jaki spadł na ich ciała był nie do
pomyślenia. Tułali się po świecie, nie wiedząc gdzie zacząć, czego szukać i co
robić. Nagle nie było miejsca na uczucia, nie było miejsca na uśmiechy i
beztroskie chwilę. Gdy znaleźli trop w domu Syriusza, poczuli się nieco
pewniej. Niestety, w chwilę po zdobyciu pierwszego horkruksa, odszedł od nich
Ron.
– Nie
mogę w to uwierzyć! – krzyknęła wściekle Hermiona. – Zostawił nas na pastwę
losu, Harry!
– Uspokój
się, wiem, że Ci ciężko, ale… - urwał, widząc jej spojrzenie. Słowa były zbędne
w tym przypadku. Obydwoje byli zmęczeni, zrozpaczeni i nie myśleli trzeźwo. –
Hermiono – wyszeptał cicho i wstał z posłania, podchodząc do stojącej pośrodku
namiotu kobiety – mamy siebie – dodał i przytulił ją pewnie. – To i
tak wiele – wymruczał do jej włosów, gładząc jej plecy.
– Harry
– wyszeptała, unosząc podbródek, by z lekkością móc spojrzeć w jego zielone
tęczówki.
– Nic
nie mów – powiedział, odgarniając włosy z jej twarzy. Nieśpiesznie pochylił
się, patrząc jej przy tym ciągle w jej oczy. Czy kiedykolwiek pragnął czyichś
ust bardziej niż jej? Czy nie tego chciał, odkąd pożegnał ją na King’s Cross?
Moment, w którym ich wargi zetknęły się w pocałunku, był
magiczny. Czas nagle zatrzymał się w miejscu i gdyby nie fakt, że był
czarodziejem, to w tej jednej chwili uwierzyłby na nowo w istnienie czarów.
Przyciągnął ją do siebie nieco bliżej, dłonie wplatając w jej loki. Oddała mu
pocałunek. Czy mógł marzyć o czymś więcej? Tak bardzo potrzebowali bliskości
drugiego człowieka, czułości. Chwili zapomnienia. Hermiona pierwsza postawiła
następny krok, nieśpiesznie wkładając dłonie pod jego koszulkę. A potem ich
ubrania zaczęły znikać coraz to szybciej i szybciej. W powietrzu dało się
wyczuć napięcie i podniecenie, spowodowane całą tą sytuacją. Wzajemnie
pieścili swoje wargi, nie dbając o późniejsze konsekwencje. Tej nocy ich ciała
połączyły się w jedność, i jedynie gwiazdy pozostały świadkiem ich miłosnych
uniesień.
Ranek należał do tych, z rodzaju krępujących. Nie
zamierzali jednak zapomnieć o tym, co się stało. Po prostu o tym nie
rozmawiali, zachowywali się tak, jakby to, co robili, było w ich przypadku
czymś zupełnie naturalnym. A przecież tak naprawdę byli tylko przyjaciółmi i
żadne z nich nie miało odwagi powiedzieć na głos tego, co czuje. Każdego
wieczora lądowali w swoich ramionach, a o poranku wracali do normalnych zajęć.
Momentem kulminacyjnym w ich znajomości była wizyta w Dolinie Godryka, gdy
stali nad grobem rodziców Harry’ego, Hermiona pękła, już chciała mu powiedzieć,
już otwierała usta.
– Ktoś nas obserwuje – powiedziała, w duchu
przeklinając, że to nie to, o czym chciała mówić.
~~
– Przepraszam
Harry, starałam się jak mogłam – mówiła Hermiona, wskazując na połamaną różdżkę
chłopaka.
– To
nic, Hermiono – odparł cicho – będziesz mi pożyczać swoją, prawda? – dodał i
przysiadł obok niej, chwytając nieśmiało jej trzęsącą się ze stresu dłoń. –
Dziękuję, że byłaś tam ze mną. W Dolinie Godryka, nad grobem moich
rodziców – wyszeptał i ucałował wierzch jej dłoni. – Gdzieś w głębi duszy
zawsze pragnąłem, byś to Ty pierwsza tam ze mną pojechała – wyznał cicho.
– Och
Harry – wyszeptała wzruszona – zrobiła bym dla Ciebie wszystko, przecież wiesz – dodała i oparła głowę o jego bark, a on objął ją ramieniem. I tak kolejną
wartę spędzili razem.
Ten
wieczór zmienił ich nastawienie do siebie. Czuli się swobodniej w swoim
towarzystwie. Okularnik zdobył się nawet na odwagę, by skradać jej pocałunki w
ciągu dnia, co mile ją zaskakiwało. Wiedziała jednak, że to nie jest zabawa w
domu, a wojna. I obydwoje chcieli ją przetrwać.
– Mogłabym
tu zostać na zawsze, Harry. Zestarzeć się, zbudować dom. Nikt by nas tu nie
znalazł – wyszeptała, siedząc nad strumieniem, wzrokiem przeczesując polanę
rozciągającą się za sylwetką mężczyzny.
– Tak
– mruknął zamyślony, zgadzając się na jej słowa. Och, tak. On też o tym marzył,
ale realia było nieco inne.
~~
Tej nocy, gdy Ron wyciągnął go z zamarzniętego jeziora
wszystko się zmieniło. Czułości odeszły na drugi plan i znów zaczęło się
poszukiwanie horkruksów. Najgorszym momentem, który wspominał Harry, był krzyk
Hermiony, gdy torturowała ją Bellatrix. Każdy zbolały jęk dochodził do jego
wnętrza, niemiłosiernie obijając się o jego serce. Oddałby wszystko, byle tylko
znaleźć się na jej miejscu; byle by ona nie cierpiała. A tymczasem
siedzieli uwięzieni w lochach. Pomoc Zgredka była nieoczekiwanym elementem
kulminacyjnym. Uratowali Hermionę,
włamali się do banku Gringotta, ukradli horkruks ze skarbca Bellatrix, znaleźli
się w Hogwarcie, gdzie tłumnie przywitali ich starzy przyjaciele. A potem
przyszło nieuniknione. Śmierć tamtej nocy miała pełne ręce roboty.
Zniszczyli puchar, zniszczyli diadem, znaleźli Snape’a i
już myśleli, że wiedzą wszystko, kiedy tak naprawdę wciąż nie mieli pojęcia o
niczym. Łzy zmarłego Severusa niosły za sobą złe nowiny. Ciemnie chmury zawisły
nad Hogwartem – zbliżał się nieubłagany koniec.
~~
Siedziała
pod drzwiami wyjściowymi z Hogwartu, czekając na czarnowłosego. Serce biło jej
jak oszalałe, a gdy zobaczyła schodzącego po schodach Harry’ego, zamarła.
Przestała oddychać. Miała złe przeczucia i nie chciała, by się sprawdziły.
Jednak gdy zielone spojrzenie skrzyżowało się z jej brązowym, już wiedziała, że
wszystkie nadzieje przepadły. Czas zmierzyć się z rzeczywistością.
– Nie… – wyszeptała, czym zwróciła uwagę Rona – nie,
nie, nie. To nie może być prawda, Harry. – Płacząc, podbiegła do niego i
rzuciwszy mu się w ramiona, wtuliła się
w niego mocno. – Nie możesz być
jego horkruksem, nie możesz umrzeć – szeptała
zrozpaczona. Chłopak odsunął ją na długość ramienia i przyjrzał się
uważnie jej zmęczonej twarzy.
– Wrócę do ciebie – odparł, ścierając
kciukiem łzy spływające po jej policzkach.
– Obiecujesz? – załkała głośno.
Jednak nie dała mu odpowiedzieć. Ucałowała jego usta,
nie dbając o Ginny, o Rona, o bitwę.
Chciała, by wiedział, że go kocha. Szalenie i bezgranicznie była zakochana w
Harrym Potterze. Odwzajemnił jej krótki pocałunek, dłoń układając na jej
plecach, z jego oczu poleciały łzy, więc zacisnął swe palce mocniej na jej
lędźwiach.
– Wrócę – zapewnił, gdy już się od niej oderwał.
Kiwnął głową i odszedł, zostawiając ją samą. Zalaną łzami. – Kocham Cię,
Hermiono Granger – wykrzyczał jeszcze na sam koniec, a potem zniknął. A zaraz
za nim podążyło jej serce.
~~
Myliła się, myśląc, że nikt nie był w stanie zapełnić
dziury w jej sercu po sytuacji z Ronem. To Harry uleczył jej zranioną
duszę, postawił na nogi jej ciało, dał miłość, która pozostała sensem jej
życia. Przy Ronie niebo było niebieskie, trawa zielona, a słońce żółte. Przy
Harrym zaś niebo było krystalicznie niebieskie, skrywające głębię. Trawa była
soczyście zielona i żywa, a słońce ogrzewało swymi żółtymi promieniami, mieniąc
się pomarańczą i czerwienią.
To Harry. To zawsze był Harry. Wystarczył tylko jeden szept,
jedno objęcie na pożegnanie na stacji King’s Cross, pod koniec szóstego roku i
wiedziała, że to z nim powinna spędzić resztę swego życia.
Powinna.
Harry zmarł, zabijając Voldemorta. Można powiedzieć, że wraz z nim odeszła cząstka Hermiony. A jej zostały tylko wspomnienia. I tylko wspomnienia ratowały ją przed szaleństwem.
~~
Na sam koniec pragnę gorąco podziękować mojej kochanej (wnuczce) Anastasii za zbetowanie tekstu i dobre rady oraz drugie dziękuję kochanej (córeczce) Jazzy, za drobne korekty. :*
Nie jestem jakąś wielką fanką Harmione, ale spodobało mi się. Może dlatego z powodu mojej miłości do smutnych historii? Uświadamiają one, że nie wszystko mi kończyć się happy endem, jak to się w bajkach zdarza...
OdpowiedzUsuńMasz przyjemny styl pisania. Przebrnęłam przez tekst szybko, co bardzo lubię.
Życzę weny, która zaowocuje w większą ilość miniaturek. :)
Pozdrawiam.
http://dramione-wybrana.blogspot.com/
Cudowna miniaturka :)
OdpowiedzUsuńSzkoda tylko , że bez happy endu :(
Snovi.. Walnę cię w łeb! Ja się nie wzruszam i nie okazuję zbyt dużo uczuć podczas czytania miniaturek czy opowiadań (no może.. Czasami..), ale dzisiaj zepsułaś mnie całkowicie. Jak ja mam teraz dbać o swoją reputację twardej, nieugiętej nastolatki? Ja po prostu.. Mam nadzieję, że masz świadomość, jak bardzo zależy mi na tej parze, a na blogspocie, jak na bloxie czy onecie jest tak okropnie mało historii o Harmione, że po prostu ubóstwiam zakładkę MNZ.
OdpowiedzUsuńPodczas czytania wyłapałam kilka błędów, ale zrzucam to na późną porę lub pośpiech. Cudownie, pięknie, naprawdę. Mimo wszystko zabiłaś mi moją jakże kruchą nadzieję na małe Potterki, ale dobrze, wybaczam. To prawda, chciałam, aby akcja działa się przed Bitwą o Hogwart, ale.. CO Z TEGO, SKORO NAWET BEZ TEGO WYSZŁO ŚWIETNIE? Zastanawiam się, dlaczego chciałam tak zepsuć historię, aby nie uwzględnić Namiotu, Horkruksów oraz Wojny. Chyba Nargle mnie zaatakowały. Ogólnie jestem bardzo zadowolona z miniaturki, uważam, że jest ona delikatna, przyjemna dla oka i wyobraźni (nie licząc końca, bo za to cię spetryfikuję). Właśnie - Co do The End'u.. Zupa wyszło! (Wybacz, uczę się akurat niemieckiego i.. *Super* ~ *Zupa*.. Tsa..). Czasami przesłodzone, Happy End'y mnie denerwują, irytują i psują całokształt, przynajmniej według Mua. Jeśli jeszcze mogę coś napisać - Cierpię! Świadomość tego, że jest to jedynie miniaturka mnie zabija, od środka (jak Harry'ego. Och tak, nie odpuszczę Ci). Potrzebuję więcej, więcej (haha.. Zachowuję się, jak narkoman.). Bardzo dziękuję Ci za to dzieło, boo.. Boo jest cudowne i nigdy chyba nie czułam takiej radochy po zobaczeniu "Harmione" w treści (No dobra może i czułam, ale.. No nie ważne!). Musisz się liczyć z tym, że piszę ofujnie długie komentarze i chyba właśnie walnęłam tasiemca, wybacz ; -;. Jeszcze raz Ci dziękuję i życzę weny przy następnych miniaturkach i ocenach! (Tak Natalie, wena przy ocenach Trochę żałuję, że nie mogę zamówić dwóch miniaturek o tym samym parringu razy dwa.. Chociaż nie, to byłoby męczące. Och, późno już, bzdury gadam! Ach! Czekam na dodanie paringu "Harmione" do Kategorii (Tak, mój blog czeka na dodanie) i lecę, bo zaraz mi komentarza przez długość nie wczyta, haha
Pozdrawiam
Przeładowana emocjami Natalie Hutcherson.
Droga Natalie!
OdpowiedzUsuńOGROMNE DZIĘKUJĘ dla Ciebie za tak przemiły komentarz. Bardzo stresowałam się tym, że coś Ci się nie spodoba i mówiąc szczerze, miałam wrażenie, że ta miniatura jest naprawdę do niczego. Co do błędów - przepraszam. Dodawałam miniaturę w pośpiechu, owszem, bo było już dość późno, a ja miałam niespodziewanych gości. Dodatkowo - DZIĘKUJĘ - bo sprawiłaś mi tym komentarzem niesamowity prezent urodzinowy. Co do smutnego zakończenie, uznałam, że będzie ono lepszym, niż to "żyli długo i szczęśliwie". No i co tu dużo rzec. Jeśli masz ochotę na kolejne Harmione razy Harmione plus Harmione, zakładka MnZ czeka! :> Sama jest ogromną fanką tego pairingu i ubolewam, że jest go tak mało.
Całuję Cię i gorąco pozdrawiam
Snovi