poniedziałek, 8 maja 2017

MnZ dla MaRkia

Cześć! Cieszymy się, że podzieliłyście się Waszymi opiniami na temat pairingu Dramione w ostatnim poście. :) Dzisiaj przychodzimy do Was kolejną miniaturką — tym razem jest ona o Charliem i Hermionie!

Nie wiem, czy tą miniaturką spełniłam Twoje oczekiwania. Jest trochę słodko-gorzka, ale mam nadzieję, że Ci się spodoba. ;)
Katja


You say it's time to leave
It's getting dark
Feet moving on their own
We trust it'll take us home
— Lucy Rose, Don't you worry


Wszystkim mogło się wydawać, że opieka nad smokami w Rumunii była sielanką i polegała głownie na głaskaniu tych zwierząt. Tak przynajmniej myślała większość czarodziejów, ta, która nawet nigdy nie widziała na oczy żywego smoka. Tymczasem w rzeczywistości to polegało na walce o przetrwanie i okiełznanie dzikiego zwierzęcia. Poskramiacze potrzebowali pokładów silnej woli, łagodności, siły i wiedzy, jak podejść do smoka. Często się z takich starć wychodziło z mniejszymi lub większymi ranami, które nie zawsze dawało się uleczyć zaklęciami. W końcu nie powstały w zwykły sposób.
Jednak on to kochał i nie wyobrażał sobie innego życia, nawet jeśli mógł zginąć. Praca jak każda inna.
Smoki były piękne. Nie — piękne według współczesnego kanonu, który kazał odrzucać wszystko, co miało łuszczącą się skórę, było stare i potrafiło zabijać. Smoki były mądre, tylko nie każdy umiał to dostrzec, o docenieniu nie mówiąc.
Charlie to potrafił. I dlatego między nim a zwierzętami istniała naprawdę wyjątkowa więź, dlatego należał do najlepszych w swoim fachu.
Smoki jednak całkowicie nie mogły zastąpić mu domu, więc raz na jakiś czas powracał do Nory, zwykle na święta. Gwar ludzkich głosów i ciepło były zupełnie odmienne od warunków panujących w Rumunii, więc zwykle długo się nie mógł przyzwyczaić do rodzinnej atmosfery; co nie znaczy, że za nią nie tęsknił.
A święta w Norze zawsze miały swój niezwykły urok, nawet jeśli nie sposób było uniknąć bolesnych wspomnień i łez matki przy obiedzie, gdy ktoś wspomniał Freda. Wojna zakończyła się dwa lata temu, ale rany pozostały. Jeszcze długo nie miały się uleczyć.
W tym roku rodzinne grono znacznie się powiększyło. Miała się pojawić cała rodzina Billa, Fleur i narodzona w tym roku Victoire, Teddy, syn Nimfadory i Remusa, mieli też przybyć Harry, Hermiona, Shacklebott, McGonagall… Charlie mógł sobie tylko wyobrazić, jaki hałas będzie panował w domu podczas świątecznego wieczoru.
Uśmiechnął się, przestępując próg rodzinnego domu. Dawno go tutaj nie było, ale nie zdziwił się, kiedy pierwsze skrzypnięcie drzwi zaalarmowało matkę, która natychmiast pospieszyła do wejścia.
Nie spodziewała się go tak wcześnie, nawet nie wiedział, czy w ogóle się go spodziewała na święta. Podczas ostatnich nie wrócił do domu.
— Charlie!
— Cześć, mamo.
Jej oszołomienie trwało tylko przez chwilę, bo zaraz rzuciła się, żeby go wyściskać tak mocno, że zaraz zabrakło mu tchu. Poklepał ją po plecach, nie czując się dobrze w przytulaniu ludzi, i ze stoickim spokojem pozwolił na to, żeby obejrzała go od stóp do głów.
— Ale wyrosłeś! I do tego okropnie się zaniedbałeś, mój drogi! Powinieneś się koniecznie pozbyć tego zarostu i przyciąć włosy, sterczą ci na wszystkie strony, wyglądasz jak nieboskie stworzenie…
— Mamo, pracowałem ze smokami. — Wzruszył ramionami. — Naprawdę nie miałem czasu na dbanie o siebie. Tam ledwo można dostać ciepłą wodę podczas kąpieli. To nie Anglia, to nawet nie żadne miasto, tylko zabita dechami wiocha, gdzie można bez większych problemów zajmować się smokami bez przyciągania niepożądanej uwagi. Mówiłem ci o tym tyle razy…
Spojrzenie Molly nieco złagodniało. Przejechała dłonią po rudej czuprynie Charliego, pozwalając smutkowi opanować ją na parę sekund.
— Wiem, że to kochasz, ale czasami naprawdę powinieneś więcej odpoczywać. Zamęczysz się, kochanie.
— Mamo, nie rzucę tej pracy ani nie zrobię sobie przerwy, wiesz o tym równie dobrze jak ja, więc jeśli chcesz mnie do tego przekonać, możesz od razu sobie dać spokój. To nic nie zmieni — stwierdził pogodnie. — Bill już przyjechał?
— Nie, ale Harry tak, siedzi na górze razem z Ronem.
Charlie skinął głową.
— Tak myślałem. Pomóc ci w kuchni?
— Nie trzeba. Idź trochę odpocząć.

*

Z domu dobiegał gwar głosów, ale Charlie w tej chwili zdecydowanie wolał ciemność. Praca ze smokami przyzwyczaiła go do samotności i po paru godzinach przebywania wśród gromady ludzi zaczynał czuć się źle i chciał uciec, a w ogrodzie nikogo o tej porze na pewno nie mógł spotkać. Panował ziąb, jak to zimową porą, ale nie odstraszało go to.
Usiadł na ławce za Norą i wpatrzył w niebo. Nie było na nim chmur, więc mógł policzyć wszystkie błyszczące gwiazdy. Rozpoznawał niektóre z gwiazdozbiorów, inne wyglądały na nowe, jeszcze przez nikogo nienazwane.
Miał ochotę zapalić papierosa.
— Co tutaj robisz?
Drgnął, słysząc jej głos. Nie rozmawiali ze sobą już dość długo, ich pożegnanie zwieńczyła kłótnia. Między innymi dlatego nie kwapił się do powrotu do Nory, bo wiedział, że ją tam spotka.
Przez cały wieczór starał sią ją traktować normalnie, jakby między nimi zupełnie nic nie było, i ignorował spojrzenia, które mu rzucała. Wiedział, że prędzej czy później będzie chciała z nim porozmawiać. Był jej to winny.
— Siedzę.
— Charlie…
Usiadła obok, nawet nie pytając o pozwolenie. Ławka zaskrzypiała, lecz pomimo starości zniosła ciężar ich obojga.
Przez dłuższą chwilę oboje milczeli. Między nimi w powietrzu unosiło się napięcie, któremu towarzyszyły żal i wszystkie niewypowiedziane bądź wypowiedziane w złej intencji czy w złym momencie słowa, wszystko, co się nagromadziło przez te dwa lata od ich rozstania.
Nie przychodziło mu do głowy żadne zdanie, które by nie brzmiało pretensjonalnie czy po prostu głupio.
— Chyba powinniśmy porozmawiać — rzekł wreszcie z westchnieniem. Dopiero teraz odważył się spojrzeć na nią na dłuższą chwilę niż ułamek sekundy. W półmroku widział tylko jej profil: przymknięte oczy, zarys nosa i ust, opadające na twarz oraz szyję włosy.
— Fantastycznie, że w końcu to przyznałeś.
Spojrzała na niego; nieustępliwość nie zniknęła z jej wzroku. Tym razem, skoro wreszcie tu był, w Norze, nie zamierzała mu odpuścić. Wystarczyło, że ostatnie lata spędzili osobno, próbując się pozbierać po zakończonym kłótnią związku.
— Przepraszam. Zachowałem się jak dupek i przyznaję się do winy. — Potarł w zamyśleniu brodę, szukając odpowiednich słów. — Przepraszam też, że nie wróciłem wcześniej, że cię ignorowałem i nie odpisywałem na listy. Przepraszam, że przysporzyłem ci ból.
Mówił szczerze, choć z niemałym trudem. Był człowiekiem czynu, a nie słów, i nie potrafił wyrazić dobrze swoich uczuć. Między innymi dlatego się pokłócili przed jego wyjazdem — bo nie powiedział jej wszystkiego, co chciał.
— Przeprosiny przyjęte. Szkoda tylko, że przepraszasz tak późno. Dwa lata to długo, nie sądzisz?
— Wiem — przyznał. Całkiem nieświadomie jego dłoń zetknęła się z jej własną. Nie cofnęła się, tylko ścisnęła jego palce. — To… Po prostu się bałem. Bałem się, że po takim czasie nie zechcesz ze mną rozmawiać. Miałaś do tego prawo…
Zdumienie Hermiony na chwilę odebrało jej mowę.
— Mówisz poważnie? Charlie, nigdy nie mogłabym… Nigdy bym cię nie odtrąciła, nawet jeśli byś się odezwał po tak długim czasie! Jak myślisz, dlaczego wysyłałam ci te listy?
— Przestałaś po roku.
— Bo nie odpisywałeś i myślałam, że to ty mnie nie chcesz i uznajesz naszą znajomość za definitywnie skończoną! Chciałam się z tobą pogodzić, chciałam, żebyś wrócił, a ty uparcie milczałeś i nie wróciłeś nawet na święta… Myślałam, że wszystko przeze mnie. — Całkiem otwarcie się rozpłakała; ten widok był nie do zniesienia dla Charliego. — Czekałam na jedno, jedyne słowo od ciebie… I nic… Naprawdę nic dla ciebie nie znaczę, Charlie?
Bez wahania zagarnął ją w objęcia, bo to czasem znaczyło więcej niż słowa.
— Nie, Hermiono — wyszeptał do jej ucha, rysując uspokajające wzorki na jej plecach. — Jesteś całym moim światem. Obiecuję, że ci wszystko wytłumaczę. Nie umiem teraz ubrać tego w słowa… Za wiele emocji, za mało słów… Po prostu wybacz mi, dobrze?
— Jeśli mi obiecasz, że ze mną zostaniesz, że nigdzie nie odejdziesz — odparła równie cicho, na moment się od niego odrywając, na tyle tylko, by móc spojrzeć w jego oczy. Uśmiechał się. — Zostań ze mną.
— Zostanę. Jak długo zechcesz.

2 komentarze:

  1. Muszę przyznać, że ta miniaturka jest świetna! W tak krótkim tekście udało Ci się nakreślić sylwetkę Charliego. Nie odbiega ona od moich wyobrażeń :) Charlie wydawał mi się takim lekko zdziwaczałym samotnikiem.
    Zaciekawiła mnie też jego relacja z Hermioną, to poczucie winy, zagubienie, a na końcu obietnica. Chociaż podziwiam dziewczynę, że tak długo czekała xD
    Coś między nimi wydaje mi się niedopowiedziane, nieodkryte, ale to dobrze, można sobie samemu wyobrazić resztę ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się cieszę, że się spodobała! :D

      Usuń

Niah | Akinese | Credits: X, X