Witajcie!
Zgromadziliśmy się tutaj, aby... Bla, bla, bla. Święta są! Dziś Wigilia!
Święta Bożego Narodzenia! Jak wiadomo, jest to okres radości (nie, wcale nie za
sprawą tego, że pod choinką leży tyle prezentów, skądże). Nie to jest ważne,
prawda? Bliskość rodziny, uśmiechy na ich twarzach, dobre żarełko (ach, to
słownictwo Rona). Jest to okres, gdy nikomu nie powinno być smutno, choć jak
wiadomo, zdarzają się różne tragedie. Zanim przejdziemy do sedna sprawy, kilka
informacji:
– Zgodnie z Waszymi prośbami, głosowanie na miniaturki konkursowe zostało przedłużone do 27
grudnia do godziny 23:59.
– Dziękujemy serdecznie w imieniu naszym i autorów miniatur za te
wszystkie głosy, jakie padły do tej pory i prosimy o głosy bezpośrednio pod
miniaturami! KONKURS
A teraz przed Wami (werbel) twór wszystkich autorek Stowarzyszenia Księcia
Półkrwi. Trochę się nad tym napracowałyśmy, ale w ramach świąt chciałyśmy
zrobić dla naszych czytelników prezent, którego (mamy nadzieję), długo nie
zapomnicie. Oto przed wami miniatura SKP na nasz własny konkurs świąteczny!
Prosimy o wasze opinie i liczymy na to, że Wam się spodoba! Jak wspominałyśmy
wyżej, zdarzają się różne tragedie i nie dla każdego te święta mogą być wesołe,
teraz jednak, w tym jednym momencie, prosimy was: obdarujcie się chwilą
radości.
Wasza
Załoga SKP
~~~~~~~~~~
Uwaga! Tekst nie jest spójny z kanonem, zawiera masę słodkości, dlatego wszelkie nagłe zachorowania na cukrzycę nie są naszą winą! Wchodzisz na własną odpowiedzialność! :D
„Likier Kawowy”
Jakie to uczucie, zakochać się? Sięgnął na
oślep po stojącą na stoliku butelkę likieru kawowego. Nie trafił jednak na
szyjkę, przez co prawie strącił naczynie na ziemię. Usiadł prosto, pocierając
skronie. Czy zakochać się zawsze znaczy cierpieć? A jeśli bolało, czy już mógł
określić to jako miłość? Severus westchnął, dopiero teraz ponownie sięgając po
alkohol. Przez chwilę uważnie obserwował przelewający się wewnątrz butelki
beżowy płyn – miał idealną barwę, smak i woń. Ból głowy potrafił naprawdę
dobić, zwłaszcza, jeśli był spowodowany przepiciem. Uczucia też potrafią złamać
człowieka. A co jeśli... Miłość i kac to to samo?
„Teza warta rozważenia, Snape”. Ostra
myśl, tak jawnie drwiąca z sytuacji, zakończyła wykonywanie obecnej czynności.
Mistrz Eliksirów wstał, jakby rażony piorunem, z jednym tylko celem: czas coś
zmienić. No, może z jednym założeniem, bo tysiące celów z tego stwierdzenia
mogły dopiero powstać. Machnięciem różdżki pozbył się odłamka swej miłości,
odsyłając ją w czeluść barku, który – co sam przyznawał z niejakim wstydem –
nie był wcale zakurzony; nic więcej nie ratowało właściciela mebla przed
przyznaniem się przed samym sobą do wielkości swojego „problemiku” czy
„chwilowej niesubordynacji”, jak to określał stany upojenia Severus Snape.
Następnym ruchem było usunięcie pozostałych śladów takich jak plamy po
nieszczęsnym likierze, lekko zniszczone meble – podczas naprawiania można było
zobaczyć uśmiech na jego twarzy, gdy uświadomił sobie, że co różdżką zrobione,
różdżka naprawia – oraz ogólne posprzątanie komnat. Mężczyzna przebrał się, po
czym z dumą w sercu stanął na środku pomieszczenia, aby móc się napawać widokiem
czystości.
Wiszący na ścianie zegar wskazał godzinę
za dziesięć siódmą, co znaczyło tyle, że musiał się zebrać do Wielkiej Sali.
Choć jego surowa postawa tego nie ukazywała, był on przerażony, bowiem to jemu
tego roku przypadło pilnowanie „Komitetu Wystroju Hogwartu”, któremu
przewodniczyła Jazzy – jakże on nie lubił tej wścibskiej dziewczyny, która tak
uporczywie przypominała mu jedną z uczennic. „Cóż… Jaki rocznik, taka Granger”.
Uśmiechnął się sarkastycznie do swoich myśli, zaraz jednak poważniejąc. „Jako
jedna z nielicznych umie uwarzyć eliksir na kaca… Może nie jest jednak taka
zła?”. Severus machnął ręką lekceważąco do swoich myśli i z łopoczącą za nim
czarną szatą, wyszedł ze swych komnat, idąc do Wielkiej Sali szybkim krokiem,
ze spojrzeniem, którego nawet sam bazyliszek by się nie powstydził. Cóż,
przynajmniej nikt go nie zaczepi.
Eliksir na kaca... Oczywiście, nie żeby
używał i wykorzystywał cokolwiek, co wyszło z kociołków jego uczniów, ale...
Zdecydowanie, ta umiejętność dziewczyny robiła na nim wrażenie. Z dziwną
sprężystością w nogach pokonał cały dystans od swoich komnat do celu w
rekordowym tempie. „Może powinienem zacząć mierzyć czas?”. Mimowolnie
uśmiechnął się do swoich myśli, jednak tuż przed wejściem do komnaty, z której
drugimi drzwiami mógł bezpośrednio wejść na podwyższenie, gdzie znajdował się
stół ciała pedagogicznego, zawahał się. Już stąd słychać było gwar, a radosne i
przede wszystkim głośne piosenki świąteczne Fatalnych Jędz sprawiały, że czuł
zapowiedź przyszłego bólu głowy, który wypełni jego skronie nieznośnym
tętnieniem, jakże podobnym do tego poalkohokolowego. Mruknął cicho o jakiejś
wyższej konieczności pilnowania bachorów i wszedł do pomieszczenia. Kolejna
chwila zwątpienia w swoje możliwości opanowania chęci mordu i tortur na
nieletnich przyszła przy drzwiach prowadzących już do Wielkiej Sali.
On naprawdę był cierpliwy, a przynajmniej
starał się taki być… Jednak to, co zobaczył, przeszło jego najśmielsze
oczekiwania. Cała ósemka dziewczyn z różnych domów zamilkła, gdy tylko dojrzały
go na podwyższeniu. Jak taka mała grupa może zrobić tak wielki syf i hałas?
Pomieszczenie wyglądało, jakby przeszedł przez nie tajfun. Spodziewał się
chłodu i opanowania chociaż u jego wychowanek, ale nie… Snovi i Tomione właśnie
z trudem usiłowały ukryć jakiś trunek, z miną aniołków patrząc niby na choinkę
i podziwiając ozdoby świąteczne… Właśnie. Zamiast bombek na choince wisiały
zmienione w nie wełniane skarpety. Salazarze, czy ty to widzisz?
– Co to ma, na Merlina, być? – Już nie
wiedział, o co dokładnie pyta. O bałagan, podpite wychowanki, świąteczne
drzewko, jego ozdoby, czy raczej o… Całokształt?
– Choinka, sir – podpowiedziała usłużnie
Katja.
– Macie jakieś dobre usprawiedliwienie na
te wiszące na niej skarpetki? – Nie żeby tolerował jakiekolwiek ozdoby, jednak
te zwykłe nauczył się znosić.
– Hmm, no nie wiem. Może dobrym
usprawiedliwieniem są święta? – Dotarł do niego bezczelny głos którejś z
leżących na stole uczennic.
– Patrz, ja nie muszę w żaden sposób
usprawiedliwiać dania ci szlabanu.
– Przecież nie zrobiłyśmy nic złego –
mruknęła nieśmiało Nox.
– Oprócz zdewastowania Wielkiej Sali?
– Chłoszczyść – mruknęła Snovi, wymachując
różdżką. Po chwili zrobiła to raz jeszcze, mamrocząc pod nosem różne regułki i
już pomieszczenie wyglądało jak nowe. – Ależ panie profesorze, jakie
zdewastowanie Wielkiej Sali? – Uśmiechnęła się do niego uroczo, wkładając
różdżkę do koka na czubku głowy i wolną dłonią wskazując panujący wszędzie ład
i porządek.
„Na Merlina, toż to był cios poniżej pasa.
Żmija na własnej piersi hodowana.” – Pomyślał, maskując przy tym ogólne
zdziwienie wymieszane ze złością.
– Dziesięć punktów dla Slytherinu za
poprawne użycie zaklęcia i szlaban dla całej waszej ósemki. – W tle dało się
słyszeć ciche „cholera jasna” Anastasii.
– Dodatkowo, możecie już zacząć dziękować
pannie Curs za jej przekleństwo, które zagwarantowało wam następny szlaban. –
Początkowo uśmiechająca się z drwiną dziewczyna po chwili wycofała się,
zgromiona spojrzeniami koleżanek obiecującymi śmierć w cierpieniach. Wymruczała
jakieś słowa, a po chwili jeszcze bardziej zbladła, słysząc następne słowa profesora:
– I minus dziesięć punktów od Ravenclawu,
Curs.
– Chwila, ale to niesprawiedliwe! –
Donośny głos Grace zwrócił na nią uwagę wszystkich.
– Niesprawiedliwe to jest to, że utknąłem
z wami na cały wieczór. – „Przepraszam, ma miłości, że będę zmuszony cię
zostawić”, dodał w myślach. – Macie pół godziny na dokończenie dekoracji, a
potem całą ósemką idziecie za mną do lochów, bez najmniejszego gadania. –
Zamilkł na moment, delektując się władzą. – Jazda! – warknął, widząc, że
dziewczyny nadal stoją przed nim z minami doprawdy zbolałymi.
Ze znudzoną miną przyglądał się pracy
uczennic, od czasu do czasu przejeżdżając ręką po twarzy, gdy nie mógł już na
nie patrzeć. Rozpaczliwie szukał czegoś, co mogłoby odwrócić jego myśli od
wydarcia się na dzieci, odwieść go od popełnienia jakiejś zbrodni. Jak na
życzenie, akurat dostrzegł niebiorącą udziału w robieniu ogólnego harmidru
dziewczynę. Zdecydowanym krokiem ruszył w jej kierunku, przytakując w duchu
myśli, że lepiej jedna niż wszystkie. „Dla większego dobra” – cień zjadliwego,
krzywego uśmiechu wykrzywił jego wargi i rysy twarzy – można było odnieść
wrażenie, że na moment twarz Mistrza Eliksirów zamieniła się w obliczę
drapieżnika, który dostrzegł swoją ofiarę i właśnie się do niej skrada. Gdy tylko
znalazł się w pobliżu dziewczyny, gwałtownym ruchem odsunął krzesło i usiadł na
nim szybko, licząc na to, że nagły ruch i hałas zwrócą na niego uwagę Nox. Ku
jego zdziwieniu, dziewczyna nadal pogrążona była w czytaniu książki i nic sobie
nie zrobiła z „polowania”. Przez dłuższą chwilę Severus mierzył ją spojrzeniem,
chcąc wywołać u niej jakąś reakcję, poczucie bycia obserwowaną i tym samym
zauważenie go. Bezskutecznie. Krukonka nie zdawała sobie sprawy z jego
obecności. Mężczyzna, nie wstając, przenosił się z krzesła na krzesło, aż w
końcu znalazł się na przeciwko niej. Wtedy błyskawicznym ruchem wyciągnął rękę,
aby wyrwać jej książkę. Jednak i tu nastolatka go wykiwała. Szybko cofnęła się
do tyłu, unikając tym samym grabieży tomu. W tym momencie Severus poczuł, jak
drugi raz w tym dniu krew go zalewa. „Mała cwaniara...”, przeszło mu przez
myśl, gdy opracowywał plan zemsty... Wstał i, nie zwracając już uwagi na Nox,
rozejrzał się wokoło. Trochę posprzątały, coś tam zrobiły, ale znalezienie
setki niewłaściwych rzeczy nie było dla niego problemem. Uśmiechnął się.
– Dziewczęta, zapraszam do mojego
gabinetu. – Widząc niezrozumienie malujące się na twarzach bachorów, dodał: –
Odrobinę przyspieszymy wasz szlaban.
– Z tym że, profesorze, mamy jeszcze dużo
do zrobienia... – niemrawo powiedziała Chriss.
– Akurat tym to nie musicie się
przejmować. Jestem pewien, że dyrektorowi uda się znaleźć następnych męczennik…
nie, przepraszam, uczniów do roboty. – Severus Snape wyszedł z Wielkiej Sali,
powiewając długą, czarną peleryną. Jego zadowolenie zaś wynikało ze
świadomości, że w odległości jakiś kilkunastu metrów (bo bliżej bały się
podejść) szły za nim uczennice.
Szlaban. Zawsze lubił je dawać.
Obserwowanie zbolałych min uczniów, którzy wykonują za niego brudną robotę,
znaczy się… Którzy wykonywali pracę przez swoją głupotę, było po prostu…
Inspirujące. Uśmiechnął się sarkastycznie pod nosem, wchodząc do swojego
gabinetu w lochach, a słysząc zamykające się zaraz za bachorami wrota, obrócił
się ku nim na pięcie, mierząc je swym zimnym spojrzeniem.
– Zaczniemy od tego, że posegregujecie
składniki i eliksiry alfabetycznie.
– Ale… – dało się słyszeć skołowany głos
Grace – wszystkie? Tak totalnie wszystkie, wszystkie?
– Tak, panno Grace. Co do jednego.
Te niewinne spojrzenia i to przerażenie w
nich wręcz dodawały mu skrzydeł. Rzeź niewiniątek czas zacząć…
– A właściwie za co mamy ten szlaban, co?
– Tomione nie ustępowała.
– Za miłość do wełnianych skarpetek, na
Merlina – warknął. – Oddawać różdżki, wracam o północy, wszystko ma być
zrobione! Strzeżcie się, jak choć jedna fiolka będzie uszkodzona lub źle
ustawiona, wtedy nawet sam Dumbledore wam nie pomoże.
Dzierżąc w końcu w dłoni osiem magicznych
patyków (nie to, żeby przekazały mu je z radością), wyszedł z gabinetu, znów
trzepocząc za sobą czarną peleryną niczym nietoperz skrzydłami.
– Zostałyśmy bez różdżek – panikowała
Snovi niczym Draco Malfoy, któremu nie chciały się utlenić włosy.
– Uspokój się – sarknięcie Any zagłuszyło
dalszą paplaninę Ślizgonki. – Dziewczyny, Snape nie powiedział, że nie możemy
sobie nieco umilić czasu, prawda? – W jej oczach dało się dostrzec tajemniczy
błysk.
Gdyby tylko nie posłuchały wtedy Any…
Wówczas ten szlaban należałby do najsmutniejszych w ich życiu.
Początkowo wszystko szło gładko,
podzieliły się na dwie grupy. Jedna segregowała składniki, a znowuż druga
układała eliksiry. Cała praca była żmudna, ale dzięki dobrej organizacji już po
godzinie wszystko miały zrobione na błysk… Jasne... Oczywiście, że tak nie
było. W przeciwnym razie to byłby naprawdę nudny szlaban.
Wszystkie zostały mile zaskoczone przez
Jazzy, która zaraz po słowach Anastasii wyjęła zza żółtej skarpety zapasową
różdżkę i jednym machnięciem odwaliła za nie całą robotę.
– To jak, dziewczyny? Umilamy sobie słodki
szlaban? – zapytała się, przechylając głowę na jedną ze stron.
– Iście ślizgońskie zagranie, moja droga –
zacmokała dumna Chriss. – Gdyby nie Twoje przesiąknięte dobrocią serce i ogólne
podobieństwo do Granger, z pewnością stwierdziłabym, że Tiara Przydziału
kopnęła się w przydzielaniu cię do domu.
– Z pewnością twoja duma bardzo
ucierpiała, gdy okazało się, że to „głupi Puchon” jest przygotowany na każdą
okazję – odgryzła się Jazzy.
Gromki śmiech dziewczyn przeszedł
pomieszczenie na widok zgaszonej miny Chriss.
***
W tym samym czasie nieświadomy tego, co
też dzieje się w jego gabinecie, zaszyty w swych komnatach Severus Snape
zastanawiał się nad tym, czy miłość i kac to faktycznie to samo? Czy ten ból
głowy i uporczywa suchość w gardle, które miał po spożyciu likieru kawowego,
było tak silne jak uczucie, jakim żywił owy trunek? Na Merlina, czy to, o czym myślał, miało w ogóle jakikolwiek sens? Leniwym ruchem dłoni sięgnął po stojącą
na stoliku butelkę i, nie bawiąc się w kieliszki, pociągnął z niej solidny łyk
beżowego płynu.
– Moja słodka tajemnico – wymamrotał do
szyjki szkła. – Jesteś warta każdego grzechu.
Czasem zastanawiał się, dlaczego ze
wszystkich alkoholi na świecie jego serce podbił właśnie ten mugolski? Przecież
były jeszcze kremowe piwo i Ognista Whisky… Ta ostatnia cieszyła się sporym
powodzeniem wśród czarodziejów, zwłaszcza płci męskiej… Jednak on postawił na
co? Na likier kawowy. Zakochał się od pierwszego łyku w jego zapachu, smaku. W
tej idealnej barwie i gęstości. Ach! I taka konsystencja. Wcale powodem tej
dziwnej miłości nie było to, że to pierwszy trunek, jaki pił z Lily na szóstym
roku. Smutek ogarnął jego duszę na wspomnienie o ukochanej… Ściany zadrżały
lekko. Zaraz, zaraz. Jak to… zadrżały?
Poderwał się, przewracając krzesło, na którym
siedział i zaraz puścił się biegiem do gabinetu, gdzie zostawił ósemkę
dziewczyn. „Jak coś zrobiły...” – pomyślał rozeźlony, zaraz jednak zaatakował
go jego wewnętrzny głos „To możesz winić tylko siebie, ty stary durniu! Kto
zostawia taką grupę kobiet z różnych domów w jednym, małym
pomieszczeniu?”.
Zatrzymał się przed drzwiami, biorąc
głęboki wdech na uspokojenie, a potem wpadł do gabinetu, o mało co się nie
przewracając o własne szaty.
– Mówiłam, że przyjdzie, jak poczuje, że
drżą ściany – zaśmiała się Katja, wyraźnie dumna ze swego pomysłu.
– Tłumaczyć się – warknął, stając przed
całą ósemką, teraz wygodnie ułożoną na jego szkolnych ławkach. W powietrzu dało
się czuć dziwną woń… O nie… Czyżby zbiły fiolkę, jaką myślał, że zbiły? Jego tajemniczy
eliksir?
– To się stało nagle. Tak o! Najpierw była
cisza, a potem bum! Puff! Zielono-różowy pyłek wzbił się w powietrze, wirując!
– ekscytowała się Chriss.
– Tak, dokładnie tak było! – wtórowała jej
Nox.
– A potem… Panie profesorze, żeby pan to
widział! – piszczała Grace.
– One były wszędzie – krzyczała Snovi,
wskazując sufit, pod którym latały różnych marek szampony i farby do włosów..
Wydało się. Sekretny eliksir na higienę
włosów Severusa Snape’a uległ zniszczeniu.
– Wynosić się! – warknął!
Żadna z nich nawet nie mrugnęła i z pędem
Nimbusa 2000 wyleciały z prywatnych kwater mistrza eliksirów, nie oglądając się
przy tym za siebie. Ta noc była najdziwniejszą w ich życiu. Co to był za szlaban!
Już nie chodziło o to, że włosy każdej z nich zabarwiły się na wściekły róż czy
o to, że spiły się jakimś dziwnym eliksirem z „niby tajemnego” schowka ich
profesora… Ale na Merlina! Zastanawiało ich, po co tyle szamponów profesorowi?
Przecież on nie myje włosów!
***
Pierwszym, co rzuciło się w oczy Snape'owi
po wejściu do sali następnego ranka, była choinka. Konkretniej jej ozdoby. A
uszczegóławiając, olbrzymia ilość dużych skarpetek porozwieszanych na całym
drzewku, można było odnieść wrażenie, przypadkowo. Niektóre wykrochmalone,
niektóre śmierdziały starością i brakiem prania ze strony właściciela. Inne, w
bardzo jasnych, neonowych kolorach wręcz kuły oczy.
– Skarpetki! – ryknął na całą salę,
sprawiając, że Grace zatkała sobie uszy rękami. – Czy przypadkiem nie
wspominałem wam o tym, że mają zniknąć?!
– Nie byłam tego taka pewna... –
odpowiedziała nieśmiało Tomione. – Poza tym nie mogłyśmy tak po prostu ich
usunąć.
– Jak to?!
– Są one niezbędne – szybko wtrąciła Ana.
– Do?
– No... – zaczęła Chriss, gorączkowo
szukając w głowie jakiegoś w miarę logicznego uzasadnienia dla konieczności
użycia tych ozdób. – Są. Na razie nie może się profesor dowiedzieć, dlaczego.
„Ja nie mogę? Ja?”. Jakby chcąc udowodnić
zarówno sobie jak i dziewczętom, że tak, „on może”, odwrócił się do stojącej za
jego plecami choinki. Zerwał najbliższą sobie skarpetę, prawie strącając przy
tym bombkę. Zajrzał do środka.
Severus Snape się zdziwił. Nie
dowierzając, lekko naciągnął materiał skarpety, aby móc jeszcze raz przeczytać
napis i upewnić się, że nie ma żadnych problemów ze wzrokiem. Na białej
wstawce, naszytej wewnątrz tego olbrzymiego elementu garderoby, widniało jego
nazwisko. Jego nazwisko zestawione z przyimkiem „Dla”. Szerzej uchylił skarpetę,
aby zobaczyć, co też ona skrywa. Likier kawowy. Czarne oczy na moment
rozjaśniło coś, co uważny obserwator mógłby uznać za zdziwienie. Ostre
spojrzenie złagodniało. Snape odwrócił się w stronę dziewcząt z lekkim
uśmiechem czającym się w kącikach ust. Zaraz to pokręcił głową z rozbawieniem,
widząc, jak jego podopieczne wypychają do przodu najmłodszą, Grace, aby – w ich
zamierzeniu – to ona przyjęła na siebie falę wściekłości Mistrza Eliksirów.
Zrobiło mu się dziwnie przyjemnie, co go również zdziwiło, i, jakby nie mogąc
się powstrzymać, rzucił:
– Co chcecie w zamian, potwory?
– Pierniczki! – wypaliła Snovi, nawet nie
zastanawiając się nad możliwością spełnienia swojej zachcianki.
– Pierniczki... – rzucił niezobowiązująco
w przestrzeń Mistrz Eliksirów i wolnym krokiem ruszył w stronę wyjścia z
Wielkiej Sali, zostawiając zastygłe z osłupienia dziewczyny. – Chcecie
pierniczki...
***
Na zawsze pozostanie tajemnicą, skąd owa
grupa dziewcząt wiedziała o jego miłości do likieru kawowego. A on zaś skrycie
będzie o ich ósemce mówić: „Stowarzyszenie Księcia Półkrwi”.
Drodzy Czytelnicy, specjalnie dla Was, prosto z naszych serduszek, lecą życzenia:
Na
niewielkim podwyższeniu stała załoga SKP, nerwowo kiwając się w każdą ze
stron. Ich włosy z powodu tajemniczego eliksiru Snape’a iskrzyły się na różowo, co nieco odwracało uwagę innych, od
zmęczonych i nieco skacowanych twarzy dziewczyn. Stres zjadał je wszystkie (tak
jak one zjadły pierniczki od profesora) i – jak to zwykle bywa przed
wystąpieniami publicznymi – bardzo się denerwowały. W końcu dało się słyszeć
ciche chrząknięcie, a głos zabrała jedna z nich:
– Cześć, jestem Anastasia Curs. – Zachrypnięty głos
rozszedł się po sali. – Przede wszystkim chciałabym wam bardzo serdecznie
podziękować za te cztery wspólnie spędzone miesiące na Stowarzyszeniu.
–
I ja też! – wtrąciła szybko Snovi, szczerząc się szeroko do piorunującej ją spojrzeniem
Any.
–
Praca na SKP jest dla mnie fantastyczną przygodą, dlatego tym bardziej cieszę
się, że mogę przeżywać ją razem z wami.
– Kontynuowała Ana, co jakiś czas posyłając kolejne gromy w kierunku
Snovi. A nuż się waży jej przerwać! –
Dziękuję pięknie.
–
Ja też jestem już nie tak nowym nabytkiem SKP – wtrąciła Nox. – Dlatego
również podpisuję się pod słowami Anastasii.
–
I ja też! – dało się słyszeć rozweselone głosy Grace i Tomione mówiących jednocześnie.
–
No co za… Człowiek się stara, wali przemówienie, a one to perfidnie
wykorzystują i po prostu się pod tym podpisują. Merlinie! Widzisz i nie
grzmisz! – mamrotała pod nosem Ana. – No
nieważne! Przejdźmy do meritum. – Wzięła głęboki wdech w celu uspokojenia się. –
Drodzy czytelnicy, z okazji Świąt Bożego Narodzenia chciałabym wam
życzyć zdrowia, szczęścia i wielu chwil radości. Mam nadzieję, że spędzacie ten
czas z bliskimi sobie osobami, bo to właśnie ta perspektywa spotkania tworzy
magię świąt, którą wszyscy kochamy. No i
liczę na to, że wszystkie przygotowania są już zakończone i niedługo będziecie
siadać do Wigilijnej kolacji!
– Terefere – wymamrotała Snovi. – Ja
mam jeszcze pierogi do ulepienia.
Po sali przebiegł gromki śmiech
dziewczyn. Trema pomału uchodziła z ich ciał, ustępując miejsca spokojowi i
wewnętrznemu wyciszeniu.
–
Cześć wszystkim, z tej strony Katja. – Zamachała wesoło do czytelników. – Chciałabym wam życzyć Wesołych Świąt,
smacznego karpia i oczywiście bogatego gwiazdora. Dużo prezentów pod choinką i
by w końcu spadł śnieg!
–
Śnieg by się przydał – dało się słyszeć
zrezygnowany, choć rozmarzony głos jednej z nich. – Och, teraz ja! – Zaśmiała
się nerwowo. – Jestem Jazzy, życzę wszystkim wesołych świąt, a przede
wszystkim zdrowia, szczęścia i spełnienia marzeń. Trzymajcie się, cześć! –
Słowa wystrzeliły z jej ust z prędkością błyskawicy. Dobrze, że nie poturbowały
czytelników!
–
W każdym razie – tym razem to Nox
zabrała głos – Przyszłam tutaj, żeby złożyć
wam życzenia świąteczne, więc życzę wam pozytywnego nastawienia do życia, dużo
szczęścia i przede wszystkim zdrowia. Dużo prezentów, jedzenia i wszystkiego
czego sobie tylko zażyczycie. Wesołych świąt!
Ich
życzenia powoli dobiegały końca. Atmosfera była wesoła, napięcie zeszło na
drugi plan. Radość zagościła nie tylko w sercach zespołu SKP, ale i
czytelników.
– Cześć, ja jestem Grace i życzę wam
wszystkim Wesołych Świąt, żeby śnieg padał, żebyście ten czas spędzili w
cudownej atmosferze, abyście dostali wszystko, co sobie wymarzyliście, no i
najważniejsze: żebyście zawsze byli radośni, a nie tylko przez te trzy dni w
roku – wyrzuciła z siebie wszystko na jednym wdechu, zaraz jeszcze
dodając: – W imieniu Tomione, która teraz leży chora i nie może mówić, również
życzę wszystkiego dobrego i spokoju ducha! Z pewnością podpisuje się pod
naszymi słowami.
–
Cześć, cześć, z tej strony Chriss i jej młodsza siostra Helen! – Wskazała na
niższą dziewczynkę obok siebie. – W związku ze zbliżającymi się Świętami Bożego
Narodzenia, chciałyśmy życzyć wam wszystkiego dobrego! Bardzo jesteśmy ciekawe,
jak trwały wasze przygotowania, jakie są wasze ulubione tradycje i zwyczaje
świąteczne, więc bardzo prosimy o komentarze, w których pochwalicie się nam, co
robicie w oczekiwaniu na Wigilię! Tymczasem, życzymy wam Wesołych Świąt! Merry
Christmas! – Uśmiechnęła się ciepło Chriss, machając teraz do czytelników.
–
No i na sam koniec zostałam ja – westchnęła Snovi. – Jako mieszkanka domu węża, cechuję się
sprytem, więc mówię wszystkim: dziękuję i wzajemnie! A teraz przed wami Helen! –
Skinęła na najmłodszą dziewczynkę, która przystanęła na środku podwyższenia.
Padało na nią lekkie, żółte światło, a w dłoni trzymała mugolski mikrofon. Z
jej ust wydobyły się pierwsze słowa kolędy:
„Pójdźmy wszyscy do stajenki, do Jezusa i Panienki
Powitajmy Maleńkiego i Maryję Matkę Jego”.
WESOŁYCH
ŚWIĄT ŻYCZĄ:
Chriss, Jazzy, Ana, Snovi, Katja, Nox, Grace i Tomione!
Będzie kiedyś wywiad z Dama?
OdpowiedzUsuńBędzie, będzie. :) Cieszymy się, że tak go wyczekujecie. Zespół SKP to też ludzie, i mamy swoje problemy, naukę czy pracę. Ciężko jest pogodzić wszystkie obowiązki. Jak wszyscy wiedzą - mamy okres świąt, sylwestra, a także egzaminów semestralnych, sesji. Gdy publikacja wywiadu będzie się zbliżać, podamy przewidywaną datę.
UsuńPozdrawiam
Jazzy