Rocznice Blogów
CZERWIEC!

wtorek, 17 listopada 2015

MNZ DLA MARIKI


Najpierw chciałybyśmy złożyć najlepsze życzenia urodzinowe dla Ciebie, Mariko!
Tradycyjnie, życzymy więcej czasu u samych przyjemności. ;)

Zespół SKP
Witam.
Dzisiejsza miniaturka została napisana na życzenie Mariki (http://only-sevika.blogspot.com/).


Droga Mariko, pierwszą rzeczą, jaką chcę, żebyś zobaczyła w tym poście, są moje życzenia urodzinowe dla Ciebie. Oraz przeprosiny za to, że miniaturka pojawia się dopiero dzień po tym wyjątkowym dniu.
Oczywiście, życzę Ci (podobnie jak cały nasz Zespół) czasu. Czasu, czasu i jeszcze więcej czasu, bo to on będzie podstawą, tym niezbędnym elementem, nad którym będziesz mogła pracować, kształcić i zmieniać dobrowolnie. Rozporządzać nim dobrowolnie. To oznacza, między innymi, spanie w normalnych godzinach. ;) Więcej możliwości robienia rzeczy, które sprawiają Ci przyjemność. Poznania wielu ludzi podnoszących Cię na duchu i będących dla Ciebie ważnymi w przyszłości. Mniej kłopotów, samych sukcesów, a sobie  co bardzo egoistyczne  życzę więcej Twoich miniaturek Sherlockowych czy crossów ze światem HP, abym mogła je pożerać i cieszyć się jak dziecko.
Żywię nadzieję, że wczorajszy dzień był wesoły, a nie smutny.
To Twoje urodziny, ciesz się, Kochana!

Przejdźmy już do miniaturki.
Nie wiem, czy udało mi się spełnić Twoje żądanie.
Na początku wszystko zapowiadało kolejny smutny tekst w moim wydaniu, jednak... Dzisiejsza noc pozwoliła mi przekonać się o tym, że może nie każde uczucie jest dobre... Ale każde może być. Wszystko zależy od spojrzenia na sytuację  czytaj  Ana stała się nagle realistką, może nawet optymistką i zamiast szarości stara się zobaczyć coś więcej.
Mam nadzieję, że wszystko, co tu napisałam, gdzieś widać w tym tekście.

Jest to sequel miniaturki Inaczej, czyli mojej pierwszej Seviki dla Ciebie.
Nie wiem, czy dobrze przedstawiłam w tym tekście Ciebie.
Nie wiem, czy dobrze oddałam Severusa.
Jednak wierzę, że jest to dobre. Choć w pewnym sensie.

Słowem końcowym: nawet nie wiesz, ile bym dała za ponowną możliwość obserwowania Twojej osoby czytającej moją Sevikę. Nerwowe oczekiwanie, wpatrywanie się w twarz, aby uchwycić moment pojawiania się na niej myśli o bieżącym tekście i odszyfrowania ich.
To było dość trudne, ale i tak chciałabym zobaczyć Twoją reakcję.

Dziękuję Ci, Mariko, a każdemu Czytelnikowi SKP życzę miłego czytania
Ana Curs





Inaczej

Nie wiem, czy to Lily, czy Marika. Powinienem otworzyć oczy, stwierdzić to choćby po kolorze włosów dziewczyny.
Czarny z zielonymi końcówkami. Z Zielenią. Ognisty rudy. Czarny. Rudy. Czerń. Czerwień. Czerń.
            Którą z nich trzymam? Przestaję rozróżniać, do której z nich należał mały nosek, nie mogę poznać, która z nich miała te słodsze wargi, gdy ona lekko przygryza moją dolną, po czym scałowuje ból.
Nie wiem, czy jestem w stanie zrobić to. Zrobić cokolwiek. Powinienem zacząć rozumieć słowa szeptane przez nią. Jak na razie są tylko niezrozumiałym szumem, który mnie otacza. Czuję, że coś mówi, jej usta się ruszają, chociaż może to ma być tylko tym przyjemnym szumem, bo przecież czuję, że jej wargi się poruszają tylko dlatego, że są przyciśnięte do mojej skóry.

            Nie wiem, czy dam radę. Jestem tylko człowiekiem, co ona, co one obydwie, mi uświadomiły.
            Ograniczony.
Od niej oddzielony. Od nich.
Mur stanął we mnie.
Mur stanął między nami.

Już nie trzymam jej w ramionach, ja klęczę, ja dygoczę, a to ona pochyla się nade mną. Miękkie kosmyki jej włosów, jej cichy i spokojny oddech łaskoczą mnie.
To powinno być inaczej. Na odwrót.
Moje usta ruszają się, formując powoli wyraz, jakby smakując go na chwilę przed tym, jak je opuści; a teraz otwieram oczy tylko po to, aby zobaczyć ją w momencie, kiedy wymawiam to słowo.
– Marika.

Za blisko

~~~~~ Chcę cierpieć, chcę walczyć, ponieważ… (…) cię kocham. ~~~~~
~~~~~~ Jerzy Zawieyski ~~~~~~

– Marika, przepraszam. Ja… Wybrałem ciebie, ale… Lily tam była, rozumiesz? Moja Lily. Naprawdę, Marika, jest mi przykro. Nie mogę…   urywa gwałtownie, po czym bierze głęboki oddech i kontynuuje. – Przepraszam.

            On się kaja, a ja drżę. Drżę, pragnąc tylko wrócić do tego starego zielonego pokoiku, do sztalug i gotowych płócien, czekających jedynie na ich powieszenie, do tych trzech półek ze starymi książkami, do Goethego i Mickiewicza. Do pokoju o czterech zielonych ścianach. Nie mogę, podobnie jak on  nie może mn... Nie. On nie może, ja nie mogę. Koniec.


~~~~~~ Jak mam zapomnieć? ~~~~~~
Jak się uwolnić?
Czemu mnie ranisz
i po co znów kłamiesz
choć wiesz,
~~~~~~ że zawsze będę już cię kochał* ~~~~~~


– Jasne.

– Co?

– Jasne. Nie ma problemu. – Słyszę swój głos, idealnie czysty, idealnie opanowany.

– Przyjaciele?

Nie dowierza, a ja potwierdzam, przypieczętowując swoje, od tej chwili, bezcelowe istnienie.

            – Przyjaciele.

Zmienił się.
Choć sam tego nie zauważa, niemożliwością jest, aby kobieta będąca tak blisko z mężczyzną, tego nie zauważyła. Może to widzi? Wie, ale nie chce przyznać się do tego przed samym sobą? To zagranie… Tak bardzo nie w jego stylu. Może nie zdaje sobie sprawy z tego, że tak robi? Nie. Chyba nie. Jest na to zbyt inteligentny. Jednak…
            Ziarno wątpliwości zaszyło się w moim sercu. Nie wiem.

***

            Zmienił się; oczywiście, nie tylko pod względem fizycznym. Oczywiście, nie tylko pod względem psychicznym. Severus Snape jest zbyt skomplikowany na jednostronne zmiany, połowiczne decyzje i nie posiadanie stuprocentowej pewności swoich działań i siebie. W przeciwieństwie do mnie.
           
            Jest coraz trudniej.
Ale przecież nie zmienił się od razu – nie, jak zawsze w takich przypadkach, nic nie dzieje się od razu. To może jednak nie jest aż tak skomplikowany…? Więc… Może jednak nie jest taki… Taki… Nie jest taką całością, spójnością? Brakuje mi na niego określeń i ponownie nie znam odpowiedzi. Pocieram nerwowo usta, podglądając go. Nie, nie podglądając. Jesteś we własnym domu, Marika! Nie podglądasz… Chyba. Muszę zacząć pilnować się, aby w ten sposób nie myśleć.
Zmęczenie złapało go na kanapie. Ostatnio wręcz chroniczne zmęczenie. Leży, siedzi z policzkiem, na którym widnieje kilkudniowy zarost, przyciśniętym do szklanej powierzchni stoliczka. Trudno mi określić pozycję, w jakiej aktualnie się znajduje. Najbardziej sytuację oddałoby powiedzenie, że ma nienaturalnie wygięte ciało i na pewno nie jest mu wygodnie. Siedzi na krawędzi kanapy, opierając twarz na szkle. Ma wygięty w łuk kręgosłup, na który każdy by potem narzekał, ale on nie będzie tego robił, bo… Nie zwraca już na takie rzeczy uwagi. Może nie są one godne zaprzątania mu myśli? Tak jak i ja?
Nie powinnam w kółko o nim myśleć. Nie powinnam.
            Długie palce leżą na krawędzi porcelanowej filiżanki, niebezpiecznie ją przechylając w jedną stronę. Prawie cała dłoń jest klejąca, jakby już wcześniej udało mu się ją wsadzić do napoju; koniuszki palców ma mokre od płynu, a niektóre nadal są zanurzone w jego resztkach. Zastanawiam się, czy tym razem parzy sobie dłoń, czy ją odmraża.
Zielona herbata czy Whisky? Nie widzę dokładnie.
Druga dłoń znajduje się przy jego głowie, a rękę ma zgiętą w łokciu, ułożoną równolegle do jego ciała – mam wrażenie, że zaraz wstanie, dźwignie się, opierając cały ciężar ciała na ramionach i zgniatając, pod wpływem nacisku lewej ręki, filiżankę.
Biedna, krucha, porcelanowa filiżanka.

***

            Nie podglądam. Nie podglądam. Ja jedynie stoję w progu drzwi do salonu, opierając się o ich framugę. To wcale nic jest nic złego. Ja nie robię niczego złego, ja chcę tylko… Pomóc, tak, pomóc.
            Mężczyzna dźwiga się, a zgodnie z moimi przypuszczeniami porcelana nie wytrzymuje. Patrzy całkowicie zdezorientowany na rozbite naczynie, okruchy perfekcji.

– Biedna, krucha porcelana – wymawia niewyraźnie, a ja wytrzeszczam oczy, zdziwiona ilością żalu w jego głosie.

Wstaje, jakby nic, i, wodząc spojrzeniem po pomieszczeniu, wyraźnie próbuje zrozumieć, gdzie się znajduje.
Biedny Severus.
Nie dostrzega mnie. Powinnam podejść, wspomóc go w tej walce z kręcącym się wokół niego okrutnym światem? Nie… Jego duma nie pozwoliłaby mu przyjąć wyciągniętej doń pomocnej dłoni. A moje serce nie pozwoli mi kolejny raz dać się zranić. Pomysł podejścia zostaje odtrącony z szybkością równą jego odrzuceniom. Decyduję się zostać na swoim miejscu. Nie podglądam, nie podglądam. Jedynie patrzę na niego; na niego, jak próbuje zachować równowagę, po czym przegrywa z grawitacją i z cichym jękiem ląduje na podłodze.
            Ukrywam twarz w dłoniach, zduszając w sobie chęć podbiegnięcia i upewnienia się, czy nic mu się nie stało. Ponownie. Za blisko.
Muszę zachować odległość. Jestem twarda, prawda?
            Gdy zabieram ręce, on już podąża w moją stronę. Zadziwiającej do bólu sztywności, z jaką normalnie się porusza, nie niszczy upojenie alkoholowe. Chwila niezgrabności, kiedy spał, po czym znowu jego… Dystyngowanie daje o sobie znać. Raczej nie będzie dane mi zobaczyć Severusa Snape’a czołgającego się po ziemi. Szkoda. Może gdybym zebrała materiał do szantażu, wzbudziłam jakiekolwiek jego zainteresowanie moją osobą.
Idzie w moją stronę obojętnie, nie dając po sobie znać, czy mnie w ogóle zauważa. Lekki uścisk zawodu sprawia, że cała kurczę się w sobie i zaczynam się garbić, już pragnąc być dla niego niewidoczną.
Jest przede mną. Zamiera w pół kroku i odwraca się.
Niewidzącym wzorkiem wpatruje się we mnie, podnosząc rękę. Drżące, zimne palce dotykają mojego policzka, gładzą skórę, podczas gdy ja walczę z chęcią zamknięcia oczu.
Przymyka powieki, po czym szybko zamyka je i otwiera.

            – Biedna, krucha –  jak z porcelany…

            Mówi, a ja widzę, jak już znajomy dla mnie chłód wraca na swoje miejsce w jego oczach.

***

            Wychodzi z pokoju, pozostawiając po sobie jedynie cierpki zapach alkoholu. Szybkim krokiem podchodzę do stolika, na którym on wcześniej leżał, i z bólem serca patrzę na rozbity element zastawy.

            – Reparo.

Cicho mruczę inkantację, rozmyślając nad słowami Severusa. Dlaczego uznał mnie za tak kruchą i delikatną? Czy… Czy to aż tak widać? W milczeniu obserwuję błyskawiczny powrót filiżanki do stanu sprzed jej niezaplanowanego spotkania z ciężarem Severusa na sobie.
Sekundy samoistnego składania się porcelany. Lata, czasem dekady, prób złożenia przez kogoś fragmentów człowieczeństwa tak, aby znowu było normalnie. Co oznacza normalnie? Tak, aby znowu było dobrze. Lepiej niż przed ratunkiem.

***

             Wracam z kuchni z gąbką w dłoni. Pewne rzeczy lepiej zrobić samodzielnie, a jedną z nich jest wytarcie napoju rozlanego przez mężczyznę w domu. Przez mężczyznę, który nie jest w obecnym stanie w pełni samodzielny, jak lubię mówić, czując się potrzebną. Przemierzam szybkim krokiem korytarz, przyspieszając, gdy przechodzę przez próg. Nie, nie będziemy rozdrabniać każdej sylaby wypowiedzianych przez niego słów na atomy. Nie, nie tym razem. Wyjątkowo. Whisky czy zielona herbata? Tak, staram się jedynie o tym myśleć. To musi być Whisky. Przecież nie upiłby się herbatą. Chyba.
Zielona herbata. Z Whisky. Wszystko jasne. Ścieram szklaną powierzchnię, uważnie wypatrując, czy nigdzie nie znajduje się jakiekolwiek uszkodzenie po Severusie lub rozgniecionej filiżance. Nigdzie nie ma nawet rysy. Oddycham głęboko z ulgą – przynajmniej jedna rzecz nie będzie wymagała naprawy, a przy tym myślenia o wszelakich rodzajach odnów. Nie tylko mebli.
Pił z filiżanki. Ach, ta wytworność. Pieprzone dostojeństwo, godność i duma, które zabraniają, zakazują mu czy też odradzają szczerej rozmowy ze mną. Nie wiem, co tak wpływa na jego zachowanie.
Pił z filiżanki, ale nie wziął spodeczka. Nie pomyślał najwidoczniej, ogarnięty gwałtowną potrzebą wyłączenia myślenia. Kręcę głową, zastanawiając się, czy to z żalu, czy ze smutnego rozbawienia.
Wracam do kuchni, gdzie zastaję rozwalonego na krześle Severusa. Najwyraźniej i na tę chwilę zapomniał się  ciekawe, czy jak wstanie, to czy jego sztywność również nadal będzie? Wyżynam ściereczkę do zlewu, starając się maksymalnie skupić na tej czynności, chcąc ją jednocześnie skrócić i wydłużyć, jakbym nie mogła się zdecydować, które rozwiązanie wybrać. Która opcja jest dla mnie bezpieczniejsza.


     ~~~~~~ Lecz jakże kruche bywa szczęście ~~~~~~
   W nietrwałym świecie z porcelany
  Złośliwy wiatr zatrzasnął okno
  I książę rozbił się na amen

I znowu stoi obok lustra
Na toaletce całkiem sama
I tylko jedna mała kropla
~~~~~~ Spłynęła w dół po porcelanie** ~~~~~~


              Skutecznie dekoncentruje mnie jego mamrotanie. Walczy z literką „r” w moim imieniu, tocząc zażartą bitwę z własnym językiem, który jakby... Zbuntował się na tę chwilę.
W końcu wymawia je i na moment zapada cisza  później walczy z wyrazem „łóżko”, w którym, zapewne na złość mu, ktoś postawił dwie spółgłoski obok siebie.
              Po pewnym czasie wyrzuca z siebie ledwo zrozumiałe „Marika. Łóżko” i, przepełniony widoczną dumą, czeka na moją reakcję. Jak zawsze kręcę głową z niedowierzaniem i mamroczę coś pod nosem o dużych dzieciach”, tak, żeby on  nie usłyszał, jednak jestem szczęśliwa. Szczęśliwa, bo przydatna. Nareszcie. Ta radość utrzyma się aż do jutrzejszego południa  około tej godziny będzie już wyrzucał z siebie gwałtowne, szybkie słowa przeprosin za swój poprzedni stan.
              Przytrzymuję i wprowadzam chyboczącego się mężczyznę po schodach na piętro. Alkohol rozprzestrzenił się już w jego organizmie, powodując ogólne rozluźnienie, taki dziwny niedowład, nad którym Severus próbuje się w tym czasie zastanawiać, ale mu to nie wychodzi, na co z kolei narzeka. Jakimś cudem jeszcze cali znajdujemy się w jego pokoju, którego widok komentuje dwoma słowami: ładny, twój?”.
Ze śmiechem przeczę i lekko popycham mężczyznę do tyłu, aby upadł na łóżko. Niczym galareta prawie cały spływa" już na dół, nim zdążę się zorientować. Moment na zrobienie zdjęcia do ewentualnych szantaży przepada, gdy pomagam mu dźwignąć się z podłogi, zamiast to uwieczniać. Trudno. Znając już jego najnowsze zwyczaje, mogę powiedzieć, że prawdopodobnym jest, iż nie był to pierwszy i ostatni raz.
Zdejmuję z niego ubrania, zostawiając go w bieliźnie, i przykrywam do snu, pamiętając o tym, aby ściągnąć miskę na jego problemy po-alkoholowe. To będzie wesoła noc, nie ma co.

***

              –  Czy to przypadkiem nie ty powinieneś mi trzymać mi włosy, podczas gdy ja rzygałabym do kibla? –  Dobry humor mnie nie opuszcza.

              –  Jaaa... Niee, mi... – Jego wypowiedź przerywa kolejny atak torsji.
             
              – Jak to dobrze, że się ze mną zgadzasz.
             
              –  Taaak, dobrzzzeee...

***

Rano słyszę niewyraźnie wymawiane moje imię i coś, co brzmi bardzo podobnie do eliksiru na kaca". Z uśmiechem na ustach odwracam się, aby przypomnieć mu, że po ostatnich swoich wyczynach stwierdził, że nie będzie już kontynuował pracy nad nim, chcąc w ten sposób zaniechać występowania większej ilości sytuacji, w których by go potrzebował... Przypominam mu to już kolejny raz i kolejny raz widzę nieszczęśliwą minę, gdy uświadamia sobie, że na własne życzenie nie dostanie wymarzonego lekarstwa. Ja tam się cieszę. Wolę  nie myśleć, jak często by był w takim stanie wczoraj, gdyby mógł być od razu świeży jak skowronek, bez najmniejszych problemów.
Obecnie jego największymi problemami są światło i hałas... Choćby i powietrze, gdy już nie może usłyszeć żadnych dźwięków mojego poruszania się, czy może lepiej: bycia.
Rozczula mnie.
             
              W takich chwilach zaczynam się zastanawiać, czy jestem już pogodzona. Chyba tak, chyba muszę. Będę znosić jego zachowanie tak długo, aż wszystko będzie w porządku. A wtedy nadal będę w tym trwać, bo co mi pozostaje?

              Suchy ton przeprosin rani mnie, bo w ten sposób sprowadza to wszystko tylko do swojego błędu. Obydwoje wiemy, że  jeśli nie dziś, to jutro  z pewnością sytuacja się powtórzy. On znowu będzie stał z zaciśniętymi pięściami, śmiało patrząc mi w oczy, jakby rzucał mi wyzwanie, jakby chciał powiedzieć: No dalej. Sprowokuj mnie".
Nie robię tego. Cierpliwie kiwam głową, mówiąc, że rozumiem.
Potem jakby zapada się w sobie. Jego barki opadają, a on momentalnie znajduje się przy mnie, ściskając mnie tak, jakby to miał być ostatni raz. Przytulając mnie.

              –  Zostaniesz?

              – Zawsze będę.

***

              Zadaję sobie raz po raz pytanie: czy jestem gotowa kolejny raz przytrzymywać mu włosy?
I gdy otrzymuję odpowiedź, już wiem, że przepadłam, ale jednocześnie cieszę się.
Bo na czym mogłaby polegać moja egzystencja bez niego?

***

              Ja... rozumiem już, na czym polegało porównanie mnie do biednej, kruchej porcelany.
Jestem zdana na jego łaskę. Na możliwość odtrącenia, zostawienia czy też starcia na proch. Jednak... Porcelana jest cenna.
Nawet ta niebędąca w codziennym użytku.
Ta porcelana, która kurzy się, stojąc na szafce i będąc ozdobą domu.
Ta porcelana, którą właściciel regularnie czyści.
Ta porcelana, o którą dba.
Ta porcelana, na której mu zależy.

***

* - Moulin Rouge - Roxanne, tł. Dorota Kozielska dla Studia Accantus
** -  Laleczka z Saskiej Porcelany, aut. Majki Jeżowskiej, słowa Jacek Cygan



Tekst nie został zbetowany.
Szczególnie pragnę podziękować Nox, bez której pomocy ta miniaturka nie mogłaby zostać opublikowana, i Aydenowi, za wybranie cytatu i tytułu, który od razu stał się częścią tego „dzieła” i mnie samej. 





4 komentarze:

  1. Dziękuję bardzo za życzenia. Mówiłam ci, że nie ważne, kiedy wstawisz... Twoim obowiązkiem nie jest siedzenie na SKP bezustannie. Masz swoje życie. No. To twoje życzenia, nie stowarzyszenia, czuć to. Jeszcze raz dziękuję za wszystko, tę kwestię obgadałyśmy na priv.

    To ciekawie, ktoś kto będzie ją czytał, nie specjalnie ogarnie, o co chodzi. To dobrze, mam trochę intymność. A co do konwentu i chwili, gdy czytałam twoje małe dzieło... Myślałam tylko o tym, by ludzie się zamknęli i o tym, że jest za dużo Lily (ale prosiłam wtedy o Severusa, a nie o Sevike, więc nie mogłam się czepiać... zresztą o tym też już rozmawiałyśmy).

    Wróciłam zmęczona z uczelni, położyłam się (nawet laptopa nie włączyłam, a weszłam na facebooka na telefonie). Wchodzę na konferencję, Rzan mówi mi, żebym weszła na stowarzyszenie. Z początku nie wiedziałam, o co jej chodzi, ale domyśliłam się, że jest moja zamówiona miniaturka.
    Zaczynam czytać.
    Skończyłam, wyłączyłam fejsa i miałam lekkie załamanie.
    Czytam znowu.
    Początek mocno uderza w miniaturę z konwentu, nawet bez przypomnienia jej sobie dobrze wiedziałam, o co chodzi, na czym się skończyła. A nie, przecież to sama jej końcówka. Mój „geniusz” mnie czasem dobije.
    „Za blisko”. Mój Merlinie, jak to trafnie pasuje do mojej „Zieleni” (w przyszłości). Naprawdę. To tak odzwierciedla tę parę. Cytat śmierdzi mi romantyzmem. To dobrze!
    I teraz to „czy ja dobrze zrozumiałam”. Jeśli nie zrozumiałam, to mnie nie bij. Każdy tekst jest trochę jak poezja. Snape żałował? Żałował, że wybrał mnie? (nie oszukujmy się Marika to po prostu ja xdd) Bo to tak wygląda, jakby miał wyrzuty sumienia, ale postąpił tak, jak powinien. W końcu Lily nie żyła, a ja tak, więc wybrał mnie, ale chciał Evans i czuje się winny tak samo... Że jakby chciał mnie zostawić. A ja to czuje, więc chce uciec, boli mnie to. Tak po prostu. Fajnie, że nawiązałaś z tym do mojego ff (pierwszy rozdział Zieleni <3) i moich pasji.
    Dopieranie cytatów do tekstów jest cudowne.
    Snape pyta i się dziwi. To jest takie prawdziwe ( pewnym sensie, bo Snape przyjaciół nie ma, a przynajmniej pierwszy nie wyciąga dłoni). Zabolało mnie (w końcu wczuwam się w siebie). Myślę, że w takiej chwili umarłabym i żyła dalej... W końcu nie odrzucił mnie, a chce byś przyjacielem. To i tak dużo. Nie wiem.
    Tak, Severus jest zaplanowany od początku do końca. On sam, jak i jego decyzje czy działania. Pieprzony poukładany ideał. Jest odcinkiem, w przeciwieństwie do mnie. Ja jestem prostą linią. On ma początek i koniec, a ja tego nie posiadam (wykorzystam to kiedyś w ff). Wczułaś się we mnie wręcz idealnie.
    Tak chaotyczne myśli, czuje tu małe szamaństwo, brak kontroli. Chyba właśnie o to chodziło, by pokazać człowieka na granicy. NAJBARDZIEJ podają mi się momenty, kiedy mówię o tym, że nie podglądam Severusa. Takie usprawiedliwianie się, niepewne usprawiedliwianie.
    Snape ma załamanie, to widać... Dlaczego od razu myślę o tym, iż żałuje, że to Lily nie poszła z nim? Dlatego pije, nie goli się, nie przypomina Severusa, nie myśli od A do Z? Tak myślę, że to to. Przygnębiające. Ale śmieszy mnie jego poza i to, że się tak stoczył. Śmieszne i przygnębiające.
    „Nie powinnam w kółko o nim myśleć. Nie powinnam” Haha, tak nie powinnam.
    Lubię, gdy w tekstach zwraca się uwagę na tak nieważne rzeczy, jak np. filiżanki i dokłada do niej „filozofię”. Wydaje mi się, że wiesz doskonale, o co mi chodzi.
    W pierwszej chwili w ogóle nie pomyślałam o tym, że Snape może NIE pić whisky w filiżance. Wydało mi się to tak naturalne, że nawet nie zwróciłam na to uwagi. Dopiero, potem gdy wspominam w miniaturce znowu o napoju Severusa.
    Zadziwiające, ale i normalne. Snape udaje niewzruszonego pięknem. Tak jak Sherlock (ale lubi je podziwiać, jak sam powiedział). Podoba mi się załamana i naturalna kreacja Severusa.
    Tak, biedy Severus.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W tym opisie i walki wewnętrznej wyczuwam swój egoizm. Wcale nie podeszłam dlatego by nie zranić dumy Severusa, ale po to, by nie zranić siebie. Strach przed bliskością z ukochaną osobą. Co może być straszniejszego? I zaraz ten egoizm znika, bo uczucia, bo Snape, bo to on (ale i tak nie, stoję w miejscu). Jak ty mnie musisz dobrze znać albo jestem przewidywalna. W sumie zachowuje się jak typowo zakochana osoba.
      „Raczej nie będzie dane mi zobaczyć Severusa Snape’a czołgającego się po ziemi. Szkoda.” o tak, wielka szkoda! Sztywny Snape się nie zatacza nigdy... Zabawne. Pomysł o szantażu jak najbardziej prawilna, popieram.
      Moment, kiedy Snape podświadomie albo i nie porównuje mnie do porcelany, jest wzruszający i pokazuje to, że Snape rozumie, Severusie wie jak się czuje, ale nic na to nie może poradzić. Taka głupia (NAPRAWDĘ GŁUPIA) bezsilność.
      Człowieka nie da się naprawić, jak go zepsujesz to już po nim. Człowiek może wrócić do stanu używalności, ale nic więcej. I tak... mijają lata i może w końcu człowiek wróci do siebie, choć po części.
      Snape jest pijany i to jest złe, ALE kiedy jest pijany czuję się potrzebna. Mogę pomóc, mogę żyć obok niego o wiedzieć, że do czegoś się przydam. Nawet jak mnie nie zauważy, to zauważy ten porządek. „Nie, nie będziemy rozdrabniać każdej sylaby wypowiedzianych przez niego słów na atomy. Nie, nie tym razem. Wyjątkowo.” Jakie to musi być trudne.
      „Zielona herbata. Z Whisky. Wszystko jasne.” I NAPRAWDĘ WSZYSTKO JASNE.
      O matko, z dumy nie chce ze mną rozmawiać? To kolejny dowód na moja tezę, że Snape nigdy nie dorósł. To do facetów podobne, ujebać się, zamiast porozmazywać. Co jest złego w rozmowie?!
      Marika – typowa kobieta... XD (jedyne xd w tym komentarzu).
      Snape nieumiejący się wypowiedzieć... w tym momencie wybuchłam śmiechem, bo DOKŁADNIE to sobie wyobraziłam.
      I zauważył! I jest szczęście i radość, no i trochę „gadania” jak to u kobiety. Naprawdę dobrze to opisałaś. Ten motyw z wyprzedzaniem przeszłości King wykorzystał w „Cmentarzu Zwieżąt”. Pewnie i w innych książkach. To fajny zabieg podoba mi się, choć zawsze przygnębia i mamy takie „oby jednak to się nie stało”. Pisze o nim, bo tak... fajnie jest wiedzieć, że ma się coś z wielkeigo pisarza.
      Kolejny opis, przy którym się śmiałam. Naprawdę to jest śmieszne. Snape alkoholik </3
      Nie mam pojęcia czy dałabym radę rozebrać go i się obok niego na, chociaż chwile nie położyć...
      Snape rzygający! Nie mam pytań, kocham to :D (a masz, draniu).
      Tak, ja też się ciesze. Znowu się zgadzam z mianiturkową sobą. Fajnie na takiego Mistrza Eliksirów sobie popatrzeć. Dość urocze. „Rozczula mnie.”
      „W takich chwilach zaczynam się zastanawiać, czy jestem już pogodzona. Chyba tak, chyba muszę” i dobrze wiemy, że „chyba tak” i „chyba muszę” różni się od siebie. I zdecydowanie „chyba muszę” jest prawidłowe.
      Nadal nie wiem, czy dobrze rozumiem. Snape żałuję, że nie wybrał Lily, ale kocha mnie, choć nie może się pogodzić ze swoim wyborem. Wybrał przyjaźń, choć tak naprawdę chce czegoś więcej, chociaż nie chce. Jego pytanie chyba najbardziej to pokazuje. On nie chce byś samotny, a to, że akurat ja przy nim zostanę, ma duże znaczenie. Tak myślę. Mam taką nadzieję.
      „Bo na czym mogłaby polegać moja egzystencja bez niego?” Tak w sumie na niczym, moja droga.
      Wrócę do nieważnych rzeczy i „filozofii”. Końcówka wyjaśnia, to co miałam na myśli.

      I tak nie widzę błędów, nie przejmuj się.

      Co czułam po przeczytaniu? Żal i płakałam. Ty to chyba rozumiesz, mnie i Snape'a. Tak samo jak Sonia, ona też to rozumie. Bo ja się dokładnie tak czuje, jak w tej miniaturce. Tylko nie mam nawet tego szczęścia, by podtrzymywać mu włosy, bo Severus nie istnieje.

      Dziękuję za piękną kontynuację konwentowej miniaturki, jest piękna.

      Pozdrawiam cały zespół SKP, a w szczególności ciebie autorko.
      Marika (wiecznie) Snape

      Usuń
  2. Kiedy będzie wywiad z Damą Kier? Udało Wam się ją złapać ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Udało, udało :) Niestety trudno nam jak na razie podać bliższą datę.

      Pozdrawiamy!

      Usuń