Rocznice Blogów
CZERWIEC!

czwartek, 24 grudnia 2015

Święta w SKP

Witajcie!

Zgromadziliśmy się tutaj, aby... Bla, bla, bla. Święta są! Dziś Wigilia! Święta Bożego Narodzenia! Jak wiadomo, jest to okres radości (nie, wcale nie za sprawą tego, że pod choinką leży tyle prezentów, skądże). Nie to jest ważne, prawda? Bliskość rodziny, uśmiechy na ich twarzach, dobre żarełko (ach, to słownictwo Rona). Jest to okres, gdy nikomu nie powinno być smutno, choć jak wiadomo, zdarzają się różne tragedie. Zanim przejdziemy do sedna sprawy, kilka informacji: 


– Zgodnie z Waszymi prośbami, głosowanie na miniaturki konkursowe zostało przedłużone do 27 grudnia do godziny 23:59.

– Dziękujemy serdecznie w imieniu naszym i autorów miniatur za te wszystkie głosy, jakie padły do tej pory i prosimy o głosy bezpośrednio pod miniaturami! KONKURS

A teraz przed Wami (werbel) twór wszystkich autorek Stowarzyszenia Księcia Półkrwi. Trochę się nad tym napracowałyśmy, ale w ramach świąt chciałyśmy zrobić dla naszych czytelników prezent, którego (mamy nadzieję), długo nie zapomnicie. Oto przed wami miniatura SKP na nasz własny konkurs świąteczny! Prosimy o wasze opinie i liczymy na to, że Wam się spodoba! Jak wspominałyśmy wyżej, zdarzają się różne tragedie i nie dla każdego te święta mogą być wesołe, teraz jednak, w tym jednym momencie, prosimy was: obdarujcie się chwilą radości. 

Wasza
Załoga SKP


~~~~~~~~~~




Uwaga! Tekst nie jest spójny z kanonem, zawiera masę słodkości, dlatego wszelkie nagłe zachorowania na cukrzycę nie są naszą winą! Wchodzisz na własną odpowiedzialność! :D




Likier Kawowy


Jakie to uczucie, zakochać się? Sięgnął na oślep po stojącą na stoliku butelkę likieru kawowego. Nie trafił jednak na szyjkę, przez co prawie strącił naczynie na ziemię. Usiadł prosto, pocierając skronie. Czy zakochać się zawsze znaczy cierpieć? A jeśli bolało, czy już mógł określić to jako miłość? Severus westchnął, dopiero teraz ponownie sięgając po alkohol. Przez chwilę uważnie obserwował przelewający się wewnątrz butelki beżowy płyn – miał idealną barwę, smak i woń. Ból głowy potrafił naprawdę dobić, zwłaszcza, jeśli był spowodowany przepiciem. Uczucia też potrafią złamać człowieka. A co jeśli... Miłość i kac to to samo?

„Teza warta rozważenia, Snape”. Ostra myśl, tak jawnie drwiąca z sytuacji, zakończyła wykonywanie obecnej czynności. Mistrz Eliksirów wstał, jakby rażony piorunem, z jednym tylko celem: czas coś zmienić. No, może z jednym założeniem, bo tysiące celów z tego stwierdzenia mogły dopiero powstać. Machnięciem różdżki pozbył się odłamka swej miłości, odsyłając ją w czeluść barku, który – co sam przyznawał z niejakim wstydem – nie był wcale zakurzony; nic więcej nie ratowało właściciela mebla przed przyznaniem się przed samym sobą do wielkości swojego „problemiku” czy „chwilowej niesubordynacji”, jak to określał stany upojenia Severus Snape. Następnym ruchem było usunięcie pozostałych śladów takich jak plamy po nieszczęsnym likierze, lekko zniszczone meble – podczas naprawiania można było zobaczyć uśmiech na jego twarzy, gdy uświadomił sobie, że co różdżką zrobione, różdżka naprawia – oraz ogólne posprzątanie komnat. Mężczyzna przebrał się, po czym z dumą w sercu stanął na środku pomieszczenia, aby móc się napawać widokiem czystości. 

Wiszący na ścianie zegar wskazał godzinę za dziesięć siódmą, co znaczyło tyle, że musiał się zebrać do Wielkiej Sali. Choć jego surowa postawa tego nie ukazywała, był on przerażony, bowiem to jemu tego roku przypadło pilnowanie „Komitetu Wystroju Hogwartu”, któremu przewodniczyła Jazzy – jakże on nie lubił tej wścibskiej dziewczyny, która tak uporczywie przypominała mu jedną z uczennic. „Cóż… Jaki rocznik, taka Granger”. Uśmiechnął się sarkastycznie do swoich myśli, zaraz jednak poważniejąc. „Jako jedna z nielicznych umie uwarzyć eliksir na kaca… Może nie jest jednak taka zła?”. Severus machnął ręką lekceważąco do swoich myśli i z łopoczącą za nim czarną szatą, wyszedł ze swych komnat, idąc do Wielkiej Sali szybkim krokiem, ze spojrzeniem, którego nawet sam bazyliszek by się nie powstydził. Cóż, przynajmniej nikt go nie zaczepi.

Eliksir na kaca... Oczywiście, nie żeby używał i wykorzystywał cokolwiek, co wyszło z kociołków jego uczniów, ale... Zdecydowanie, ta umiejętność dziewczyny robiła na nim wrażenie. Z dziwną sprężystością w nogach pokonał cały dystans od swoich komnat do celu w rekordowym tempie. „Może powinienem zacząć mierzyć czas?”. Mimowolnie uśmiechnął się do swoich myśli, jednak tuż przed wejściem do komnaty, z której drugimi drzwiami mógł bezpośrednio wejść na podwyższenie, gdzie znajdował się stół ciała pedagogicznego, zawahał się. Już stąd słychać było gwar, a radosne i przede wszystkim głośne piosenki świąteczne Fatalnych Jędz sprawiały, że czuł zapowiedź przyszłego bólu głowy, który wypełni jego skronie nieznośnym tętnieniem, jakże podobnym do tego poalkohokolowego. Mruknął cicho o jakiejś wyższej konieczności pilnowania bachorów i wszedł do pomieszczenia. Kolejna chwila zwątpienia w swoje możliwości opanowania chęci mordu i tortur na nieletnich przyszła przy drzwiach prowadzących już do Wielkiej Sali.

On naprawdę był cierpliwy, a przynajmniej starał się taki być… Jednak to, co zobaczył, przeszło jego najśmielsze oczekiwania. Cała ósemka dziewczyn z różnych domów zamilkła, gdy tylko dojrzały go na podwyższeniu. Jak taka mała grupa może zrobić tak wielki syf i hałas? Pomieszczenie wyglądało, jakby przeszedł przez nie tajfun. Spodziewał się chłodu i opanowania chociaż u jego wychowanek, ale nie… Snovi i Tomione właśnie z trudem usiłowały ukryć jakiś trunek, z miną aniołków patrząc niby na choinkę i podziwiając ozdoby świąteczne… Właśnie. Zamiast bombek na choince wisiały zmienione w nie wełniane skarpety. Salazarze, czy ty to widzisz? 

– Co to ma, na Merlina, być? – Już nie wiedział, o co dokładnie pyta. O bałagan, podpite wychowanki, świąteczne drzewko, jego ozdoby, czy raczej o… Całokształt?

– Choinka, sir – podpowiedziała usłużnie Katja.

– Macie jakieś dobre usprawiedliwienie na te wiszące na niej skarpetki? – Nie żeby tolerował jakiekolwiek ozdoby, jednak te zwykłe nauczył się znosić.

– Hmm, no nie wiem. Może dobrym usprawiedliwieniem są święta? – Dotarł do niego bezczelny głos którejś z leżących na stole uczennic. 

– Patrz, ja nie muszę w żaden sposób usprawiedliwiać dania ci szlabanu.

– Przecież nie zrobiłyśmy nic złego – mruknęła nieśmiało Nox.

– Oprócz zdewastowania Wielkiej Sali?

– Chłoszczyść – mruknęła Snovi, wymachując różdżką. Po chwili zrobiła to raz jeszcze, mamrocząc pod nosem różne regułki i już pomieszczenie wyglądało jak nowe. – Ależ panie profesorze, jakie zdewastowanie Wielkiej Sali? – Uśmiechnęła się do niego uroczo, wkładając różdżkę do koka na czubku głowy i wolną dłonią wskazując panujący wszędzie ład i porządek.

„Na Merlina, toż to był cios poniżej pasa. Żmija na własnej piersi hodowana.” – Pomyślał, maskując przy tym ogólne zdziwienie wymieszane ze złością.

– Dziesięć punktów dla Slytherinu za poprawne użycie zaklęcia i szlaban dla całej waszej ósemki. – W tle dało się słyszeć ciche „cholera jasna” Anastasii.

– Dodatkowo, możecie już zacząć dziękować pannie Curs za jej przekleństwo, które zagwarantowało wam następny szlaban. – Początkowo uśmiechająca się z drwiną dziewczyna po chwili wycofała się, zgromiona spojrzeniami koleżanek obiecującymi śmierć w cierpieniach. Wymruczała jakieś słowa, a po chwili jeszcze bardziej zbladła, słysząc następne słowa profesora:

– I minus dziesięć punktów od Ravenclawu, Curs.

– Chwila, ale to niesprawiedliwe! – Donośny głos Grace zwrócił na nią uwagę wszystkich.

– Niesprawiedliwe to jest to, że utknąłem z wami na cały wieczór. – „Przepraszam, ma miłości, że będę zmuszony cię zostawić”, dodał w myślach. – Macie pół godziny na dokończenie dekoracji, a potem całą ósemką idziecie za mną do lochów, bez najmniejszego gadania. – Zamilkł na moment, delektując się władzą. – Jazda! – warknął, widząc, że dziewczyny nadal stoją przed nim z minami doprawdy zbolałymi. 

Ze znudzoną miną przyglądał się pracy uczennic, od czasu do czasu przejeżdżając ręką po twarzy, gdy nie mógł już na nie patrzeć. Rozpaczliwie szukał czegoś, co mogłoby odwrócić jego myśli od wydarcia się na dzieci, odwieść go od popełnienia jakiejś zbrodni. Jak na życzenie, akurat dostrzegł niebiorącą udziału w robieniu ogólnego harmidru dziewczynę. Zdecydowanym krokiem ruszył w jej kierunku, przytakując w duchu myśli, że lepiej jedna niż wszystkie. „Dla większego dobra” – cień zjadliwego, krzywego uśmiechu wykrzywił jego wargi i rysy twarzy – można było odnieść wrażenie, że na moment twarz Mistrza Eliksirów zamieniła się w obliczę drapieżnika, który dostrzegł swoją ofiarę i właśnie się do niej skrada. Gdy tylko znalazł się w pobliżu dziewczyny, gwałtownym ruchem odsunął krzesło i usiadł na nim szybko, licząc na to, że nagły ruch i hałas zwrócą na niego uwagę Nox. Ku jego zdziwieniu, dziewczyna nadal pogrążona była w czytaniu książki i nic sobie nie zrobiła z „polowania”. Przez dłuższą chwilę Severus mierzył ją spojrzeniem, chcąc wywołać u niej jakąś reakcję, poczucie bycia obserwowaną i tym samym zauważenie go. Bezskutecznie. Krukonka nie zdawała sobie sprawy z jego obecności. Mężczyzna, nie wstając, przenosił się z krzesła na krzesło, aż w końcu znalazł się na przeciwko niej. Wtedy błyskawicznym ruchem wyciągnął rękę, aby wyrwać jej książkę. Jednak i tu nastolatka go wykiwała. Szybko cofnęła się do tyłu, unikając tym samym grabieży tomu. W tym momencie Severus poczuł, jak drugi raz w tym dniu krew go zalewa. „Mała cwaniara...”, przeszło mu przez myśl, gdy opracowywał plan zemsty... Wstał i, nie zwracając już uwagi na Nox, rozejrzał się wokoło. Trochę posprzątały, coś tam zrobiły, ale znalezienie setki niewłaściwych rzeczy nie było dla niego problemem. Uśmiechnął się.

– Dziewczęta, zapraszam do mojego gabinetu. – Widząc niezrozumienie malujące się na twarzach bachorów, dodał: – Odrobinę przyspieszymy wasz szlaban.

– Z tym że, profesorze, mamy jeszcze dużo do zrobienia... – niemrawo powiedziała Chriss. 

– Akurat tym to nie musicie się przejmować. Jestem pewien, że dyrektorowi uda się znaleźć następnych męczennik… nie, przepraszam, uczniów do roboty. – Severus Snape wyszedł z Wielkiej Sali, powiewając długą, czarną peleryną. Jego zadowolenie zaś wynikało ze świadomości, że w odległości jakiś kilkunastu metrów (bo bliżej bały się podejść) szły za nim uczennice.

Szlaban. Zawsze lubił je dawać. Obserwowanie zbolałych min uczniów, którzy wykonują za niego brudną robotę, znaczy się… Którzy wykonywali pracę przez swoją głupotę, było po prostu… Inspirujące. Uśmiechnął się sarkastycznie pod nosem, wchodząc do swojego gabinetu w lochach, a słysząc zamykające się zaraz za bachorami wrota, obrócił się ku nim na pięcie, mierząc je swym zimnym spojrzeniem.

– Zaczniemy od tego, że posegregujecie składniki i eliksiry alfabetycznie.

– Ale… – dało się słyszeć skołowany głos Grace – wszystkie? Tak totalnie wszystkie, wszystkie? 

– Tak, panno Grace. Co do jednego. 

Te niewinne spojrzenia i to przerażenie w nich wręcz dodawały mu skrzydeł. Rzeź niewiniątek czas zacząć…

– A właściwie za co mamy ten szlaban, co? – Tomione nie ustępowała.

– Za miłość do wełnianych skarpetek, na Merlina – warknął. – Oddawać różdżki, wracam o północy, wszystko ma być zrobione! Strzeżcie się, jak choć jedna fiolka będzie uszkodzona lub źle ustawiona, wtedy nawet sam Dumbledore wam nie pomoże. 

Dzierżąc w końcu w dłoni osiem magicznych patyków (nie to, żeby przekazały mu je z radością), wyszedł z gabinetu, znów trzepocząc za sobą czarną peleryną niczym nietoperz skrzydłami.

– Zostałyśmy bez różdżek – panikowała Snovi niczym Draco Malfoy, któremu nie chciały się utlenić włosy.

– Uspokój się – sarknięcie Any zagłuszyło dalszą paplaninę Ślizgonki. – Dziewczyny, Snape nie powiedział, że nie możemy sobie nieco umilić czasu, prawda? – W jej oczach dało się dostrzec tajemniczy błysk.

Gdyby tylko nie posłuchały wtedy Any… Wówczas ten szlaban należałby do najsmutniejszych w ich życiu. 

Początkowo wszystko szło gładko, podzieliły się na dwie grupy. Jedna segregowała składniki, a znowuż druga układała eliksiry. Cała praca była żmudna, ale dzięki dobrej organizacji już po godzinie wszystko miały zrobione na błysk… Jasne... Oczywiście, że tak nie było. W przeciwnym razie to byłby naprawdę nudny szlaban.

Wszystkie zostały mile zaskoczone przez Jazzy, która zaraz po słowach Anastasii wyjęła zza żółtej skarpety zapasową różdżkę i jednym machnięciem odwaliła za nie całą robotę. 

– To jak, dziewczyny? Umilamy sobie słodki szlaban? – zapytała się, przechylając głowę na jedną ze stron.

– Iście ślizgońskie zagranie, moja droga – zacmokała dumna Chriss. – Gdyby nie Twoje przesiąknięte dobrocią serce i ogólne podobieństwo do Granger, z pewnością stwierdziłabym, że Tiara Przydziału kopnęła się w przydzielaniu cię do domu.

– Z pewnością twoja duma bardzo ucierpiała, gdy okazało się, że to „głupi Puchon” jest przygotowany na każdą okazję – odgryzła się Jazzy.

Gromki śmiech dziewczyn przeszedł pomieszczenie na widok zgaszonej miny Chriss.

 ***

W tym samym czasie nieświadomy tego, co też dzieje się w jego gabinecie, zaszyty w swych komnatach Severus Snape zastanawiał się nad tym, czy miłość i kac to faktycznie to samo? Czy ten ból głowy i uporczywa suchość w gardle, które miał po spożyciu likieru kawowego, było tak silne jak uczucie, jakim żywił owy trunek? Na Merlina, czy to, o czym myślał, miało w ogóle jakikolwiek sens? Leniwym ruchem dłoni sięgnął po stojącą na stoliku butelkę i, nie bawiąc się w kieliszki, pociągnął z niej solidny łyk beżowego płynu. 

– Moja słodka tajemnico – wymamrotał do szyjki szkła. – Jesteś warta każdego grzechu. 

Czasem zastanawiał się, dlaczego ze wszystkich alkoholi na świecie jego serce podbił właśnie ten mugolski? Przecież były jeszcze kremowe piwo i Ognista Whisky… Ta ostatnia cieszyła się sporym powodzeniem wśród czarodziejów, zwłaszcza płci męskiej… Jednak on postawił na co? Na likier kawowy. Zakochał się od pierwszego łyku w jego zapachu, smaku. W tej idealnej barwie i gęstości. Ach! I taka konsystencja. Wcale powodem tej dziwnej miłości nie było to, że to pierwszy trunek, jaki pił z Lily na szóstym roku. Smutek ogarnął jego duszę na wspomnienie o ukochanej… Ściany zadrżały lekko. Zaraz, zaraz. Jak to… zadrżały?

Poderwał się, przewracając krzesło, na którym siedział i zaraz puścił się biegiem do gabinetu, gdzie zostawił ósemkę dziewczyn. „Jak coś zrobiły...” – pomyślał rozeźlony, zaraz jednak zaatakował go jego wewnętrzny głos „To możesz winić tylko siebie, ty stary durniu! Kto zostawia taką grupę kobiet z różnych domów w jednym, małym pomieszczeniu?”. 

Zatrzymał się przed drzwiami, biorąc głęboki wdech na uspokojenie, a potem wpadł do gabinetu, o mało co się nie przewracając o własne szaty. 

– Mówiłam, że przyjdzie, jak poczuje, że drżą ściany – zaśmiała się Katja, wyraźnie dumna ze swego pomysłu.

– Tłumaczyć się – warknął, stając przed całą ósemką, teraz wygodnie ułożoną na jego szkolnych ławkach. W powietrzu dało się czuć dziwną woń… O nie… Czyżby zbiły fiolkę, jaką myślał, że zbiły? Jego tajemniczy eliksir? 

– To się stało nagle. Tak o! Najpierw była cisza, a potem bum! Puff! Zielono-różowy pyłek wzbił się w powietrze, wirując! – ekscytowała się Chriss.

– Tak, dokładnie tak było! – wtórowała jej Nox. 

– A potem… Panie profesorze, żeby pan to widział! – piszczała Grace. 

– One były wszędzie – krzyczała Snovi, wskazując sufit, pod którym latały różnych marek szampony i farby do włosów..

Wydało się. Sekretny eliksir na higienę włosów Severusa Snape’a uległ zniszczeniu.

– Wynosić się! – warknął!

Żadna z nich nawet nie mrugnęła i z pędem Nimbusa 2000 wyleciały z prywatnych kwater mistrza eliksirów, nie oglądając się przy tym za siebie. Ta noc była najdziwniejszą w ich życiu. Co to był za szlaban! Już nie chodziło o to, że włosy każdej z nich zabarwiły się na wściekły róż czy o to, że spiły się jakimś dziwnym eliksirem z „niby tajemnego” schowka ich profesora… Ale na Merlina! Zastanawiało ich, po co tyle szamponów profesorowi? Przecież on nie myje włosów!

***

Pierwszym, co rzuciło się w oczy Snape'owi po wejściu do sali następnego ranka, była choinka. Konkretniej jej ozdoby. A uszczegóławiając, olbrzymia ilość dużych skarpetek porozwieszanych na całym drzewku, można było odnieść wrażenie, przypadkowo. Niektóre wykrochmalone, niektóre śmierdziały starością i brakiem prania ze strony właściciela. Inne, w bardzo jasnych, neonowych kolorach wręcz kuły oczy.

– Skarpetki! – ryknął na całą salę, sprawiając, że Grace zatkała sobie uszy rękami. – Czy przypadkiem nie wspominałem wam o tym, że mają zniknąć?!

– Nie byłam tego taka pewna... – odpowiedziała nieśmiało Tomione. – Poza tym nie mogłyśmy tak po prostu ich usunąć.

– Jak to?!

– Są one niezbędne – szybko wtrąciła Ana.

– Do?

– No... – zaczęła Chriss, gorączkowo szukając w głowie jakiegoś w miarę logicznego uzasadnienia dla konieczności użycia tych ozdób. – Są. Na razie nie może się profesor dowiedzieć, dlaczego.

„Ja nie mogę? Ja?”. Jakby chcąc udowodnić zarówno sobie jak i dziewczętom, że tak, „on może”, odwrócił się do stojącej za jego plecami choinki. Zerwał najbliższą sobie skarpetę, prawie strącając przy tym bombkę. Zajrzał do środka.

Severus Snape się zdziwił. Nie dowierzając, lekko naciągnął materiał skarpety, aby móc jeszcze raz przeczytać napis i upewnić się, że nie ma żadnych problemów ze wzrokiem. Na białej wstawce, naszytej wewnątrz tego olbrzymiego elementu garderoby, widniało jego nazwisko. Jego nazwisko zestawione z przyimkiem „Dla”. Szerzej uchylił skarpetę, aby zobaczyć, co też ona skrywa. Likier kawowy. Czarne oczy na moment rozjaśniło coś, co uważny obserwator mógłby uznać za zdziwienie. Ostre spojrzenie złagodniało. Snape odwrócił się w stronę dziewcząt z lekkim uśmiechem czającym się w kącikach ust. Zaraz to pokręcił głową z rozbawieniem, widząc, jak jego podopieczne wypychają do przodu najmłodszą, Grace, aby – w ich zamierzeniu – to ona przyjęła na siebie falę wściekłości Mistrza Eliksirów. Zrobiło mu się dziwnie przyjemnie, co go również zdziwiło, i, jakby nie mogąc się powstrzymać, rzucił: 

– Co chcecie w zamian, potwory?

– Pierniczki! – wypaliła Snovi, nawet nie zastanawiając się nad możliwością spełnienia swojej zachcianki.

– Pierniczki... – rzucił niezobowiązująco w przestrzeń Mistrz Eliksirów i wolnym krokiem ruszył w stronę wyjścia z Wielkiej Sali, zostawiając zastygłe z osłupienia dziewczyny. – Chcecie pierniczki...

***

Na zawsze pozostanie tajemnicą, skąd owa grupa dziewcząt wiedziała o jego miłości do likieru kawowego. A on zaś skrycie będzie o ich ósemce mówić: „Stowarzyszenie Księcia Półkrwi”.



~~~~~~~~~~


Drodzy Czytelnicy, specjalnie dla Was, prosto z naszych serduszek, lecą życzenia:


Na niewielkim podwyższeniu stała załoga SKP, nerwowo kiwając się w każdą ze stron.  Ich włosy z powodu tajemniczego eliksiru Snape’a iskrzyły się na różowo, co nieco odwracało uwagę innych, od zmęczonych i nieco skacowanych twarzy dziewczyn. Stres zjadał je wszystkie (tak jak one zjadły pierniczki od profesora) i – jak to zwykle bywa przed wystąpieniami publicznymi – bardzo się denerwowały. W końcu dało się słyszeć ciche chrząknięcie, a głos zabrała jedna z nich:

            – Cześć, jestem Anastasia Curs. – Zachrypnięty głos rozszedł się po sali. – Przede wszystkim chciałabym wam bardzo serdecznie podziękować za te cztery wspólnie spędzone miesiące na Stowarzyszeniu.

– I ja też! – wtrąciła szybko Snovi, szczerząc się szeroko do piorunującej ją spojrzeniem Any.

– Praca na SKP jest dla mnie fantastyczną przygodą, dlatego tym bardziej cieszę się, że mogę przeżywać ją razem z wami.  – Kontynuowała Ana, co jakiś czas posyłając kolejne gromy w kierunku Snovi. A nuż się waży jej przerwać! –   Dziękuję pięknie.

– Ja też jestem już nie tak nowym nabytkiem SKP – wtrąciła Nox. – Dlatego również podpisuję się pod słowami Anastasii.

– I ja też! – dało się słyszeć rozweselone głosy Grace i Tomione mówiących jednocześnie.

– No co za… Człowiek się stara, wali przemówienie, a one to perfidnie wykorzystują i po prostu się pod tym podpisują. Merlinie! Widzisz i nie grzmisz! – mamrotała pod nosem Ana. –  No nieważne! Przejdźmy do meritum. – Wzięła głęboki wdech w celu uspokojenia się.  –  Drodzy czytelnicy, z okazji Świąt Bożego Narodzenia chciałabym wam życzyć zdrowia, szczęścia i wielu chwil radości. Mam nadzieję, że spędzacie ten czas z bliskimi sobie osobami, bo to właśnie ta perspektywa spotkania tworzy magię świąt, którą wszyscy kochamy.  No i liczę na to, że wszystkie przygotowania są już zakończone i niedługo będziecie siadać do Wigilijnej kolacji!

            – Terefere – wymamrotała Snovi. – Ja mam jeszcze pierogi do ulepienia.    
         
            Po sali przebiegł gromki śmiech dziewczyn. Trema pomału uchodziła z ich ciał, ustępując miejsca spokojowi i wewnętrznemu wyciszeniu.

– Cześć wszystkim, z tej strony Katja. – Zamachała wesoło do czytelników.  – Chciałabym wam życzyć Wesołych Świąt, smacznego karpia i oczywiście bogatego gwiazdora. Dużo prezentów pod choinką i by w końcu spadł śnieg!

–  Śnieg by się przydał – dało się słyszeć zrezygnowany, choć rozmarzony głos jednej z nich. – Och, teraz ja! – Zaśmiała się nerwowo. – Jestem Jazzy, życzę wszystkim wesołych świąt, a przede wszystkim zdrowia, szczęścia i spełnienia marzeń. Trzymajcie się, cześć! – Słowa wystrzeliły z jej ust z prędkością błyskawicy. Dobrze, że nie poturbowały czytelników!

– W każdym razie – tym razem to Nox zabrała głos –  Przyszłam tutaj, żeby złożyć wam życzenia świąteczne, więc życzę wam pozytywnego nastawienia do życia, dużo szczęścia i przede wszystkim zdrowia. Dużo prezentów, jedzenia i wszystkiego czego sobie tylko zażyczycie. Wesołych świąt!

Ich życzenia powoli dobiegały końca. Atmosfera była wesoła, napięcie zeszło na drugi plan. Radość zagościła nie tylko w sercach zespołu SKP, ale i czytelników.

– Cześć, ja jestem Grace i życzę wam wszystkim Wesołych Świąt, żeby śnieg padał, żebyście ten czas spędzili w cudownej atmosferze, abyście dostali wszystko, co sobie wymarzyliście, no i najważniejsze: żebyście zawsze byli radośni, a nie tylko przez te trzy dni w roku – wyrzuciła z siebie wszystko na jednym wdechu, zaraz jeszcze dodając: – W imieniu Tomione, która teraz leży chora i nie może mówić, również życzę wszystkiego dobrego i spokoju ducha! Z pewnością podpisuje się pod naszymi słowami.

– Cześć, cześć, z tej strony Chriss i jej młodsza siostra Helen! – Wskazała na niższą dziewczynkę obok siebie. – W związku ze zbliżającymi się Świętami Bożego Narodzenia, chciałyśmy życzyć wam wszystkiego dobrego! Bardzo jesteśmy ciekawe, jak trwały wasze przygotowania, jakie są wasze ulubione tradycje i zwyczaje świąteczne, więc bardzo prosimy o komentarze, w których pochwalicie się nam, co robicie w oczekiwaniu na Wigilię! Tymczasem, życzymy wam Wesołych Świąt! Merry Christmas! – Uśmiechnęła się ciepło Chriss, machając teraz do czytelników.

– No i na sam koniec zostałam ja – westchnęła Snovi.  – Jako mieszkanka domu węża, cechuję się sprytem, więc mówię wszystkim: dziękuję i wzajemnie! A teraz przed wami Helen! – Skinęła na najmłodszą dziewczynkę, która przystanęła na środku podwyższenia. Padało na nią lekkie, żółte światło, a w dłoni trzymała mugolski mikrofon. Z jej ust wydobyły się pierwsze słowa kolędy:

„Pójdźmy wszyscy do stajenki, do Jezusa i Panienki
Powitajmy Maleńkiego i Maryję Matkę Jego”.


WESOŁYCH ŚWIĄT ŻYCZĄ:
Chriss, Jazzy, Ana, Snovi, Katja, Nox, Grace i Tomione!










2 komentarze:

  1. Będzie kiedyś wywiad z Dama?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Będzie, będzie. :) Cieszymy się, że tak go wyczekujecie. Zespół SKP to też ludzie, i mamy swoje problemy, naukę czy pracę. Ciężko jest pogodzić wszystkie obowiązki. Jak wszyscy wiedzą - mamy okres świąt, sylwestra, a także egzaminów semestralnych, sesji. Gdy publikacja wywiadu będzie się zbliżać, podamy przewidywaną datę.
      Pozdrawiam
      Jazzy

      Usuń